środa, 6 czerwca 2012

Clamshell. Nowa technika i utylizacja skrawków

Szyję w każdej wolnej chwili - przed pracą, po pracy. Testuję nowe techniki. Zużywam skrawki zbyt małe do innych projektów, co jest pożyteczne dla zgromadzonych zapasów i czyni miejsce na nowe, zmierzające do mnie poprzez oceany.
Tym razem za przykładem Molly Flanders (zapraszam na jej bloga, link w pasku bocznym) spróbowałam kolejnego jednołatkowego patchworka. Są to muszelki, różniące się od innych patchworków tym, że są aplikowane. To moje trzecie w życiu podejście do aplikacji - i nadal niezbyt udane. Wiem, ze sprytne Amerykanki mają do tego celu specjalistyczne kleje znikające z tkaniny po pierwszym kontakcie z chłodną wodą, mają flizeliny i papiery do aplikacji. Jednak pionierki szyły bez tego wszystkiego i jak wyśmienite uzyskiwały efekty! Idę zatem w ich ślady :) Ponadto - powtarzalność prostej formy pozwala na dowolny dobór kolorów i tkanin. Tu pstrokacizna mile widziana :)
Muszelkowa technika jest bardzo pracochłonna, a jeszcze bardziej czasożerna. Każdą muszelkę wycinamy z tkaniny i z papieru, stanowiącego podkład, każdą formujemy i zaprasowujemy, a następnie - po starannym przypięciu szpileczkami przyszywamy niewidocznym ściegiem do poprzedniego rzędu muszelek. Mój niewidoczny ścieg jest jeszcze aż za bardzo widoczny, ale ćwiczę sumiennie. Mam już cztery rzędy muszelek na powierzchni, która stanie się poduszką.
Dowiedziałam się też, że powinno się szyć bez tej spodniej warstwy tkaniny, do której ja przyszywam kolejne rzędy. Cóż, kiedyś, jak już to opanuję, będę mogła szyć "ortodoksyjnie", a na chwilę obecną po prostu będzie mi trudno ręcznie pikować przez tyle warstw. I już. I bardzo mi się ten muszelkowy wzór podoba. Może na razie nie zdecydowałabym się na wielką kapę uszytą tą techniką, ale mniejsze projekty będą bardzo urocze. No i z mniejszych, całkiem malutkich muszelek. Obecne mają rozmiar - tak na oko - denka mniejszej szklanki, licząc oczywiście to ich zaokrąglenie. Jak Wam się podoba?


I jeszcze zdjęcia podwędzone z sieci: nie wiem niestety jak zrobić tak, by można było kliknąć w zdjęcie kliknąć i odwiedzić bloga szyjącej, ale chyba się autorki nie pogniewają? Moje na razie wyglądają przy tym niezmiernie skromnie, prawda?


2 komentarze:

  1. Pamiętam, jak kiedyś trafiłam na wielką kłótnię wśród Amerykanek na temat tego, czy używanie kleju do klejenia elementów patchworku jest poprawne czy nie, czy nadal jest to sztuka patchworku, czy pójście na łatwiznę... Walczyły dwa obozy - tradycjonalistek i zwolenniczek wykorzystania nowoczesnych wynalazków ułatwiających patchworkowanie, a walczyły zażarcie. *^v^*
    Bardzo podoba mi się ten muszelkowy wzór, jest taki wesoły i w każdym miejscu tkaniny można znaleźć coś interesującego, zaskakującego. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny pomysł na resztki które skrzętnie gromadzimy! i efekty mogą być rzeczywiście imponujące! ja do aplikacji używam fizeliny dwustronnie klejącej bo się po prostu boję, że coś spartaczę ;) ale też często uważam, że mogę się obejść bez nowoczesnych wynalazków skoro pionierki dawały radę i ich quilty były tak cudowne! powodzenia a muszelkowym dziełem!

    OdpowiedzUsuń