niedziela, 8 lipca 2012

Tłuste ćwiartki i IVONA Ewa

Seeyouat5, ogryzki szyłam ręcznie, a całość poskładałam maszynowo. Spociłam się przy tym, nawkurzałam i ostatecznie wykończę chyba ręcznie :) Uwstecznienie normalnie. Świat idzie na przód z automatyką i mechanizacją, a ja macham igłą :)
 Tymczasem nadeszły nowe tłuste ćwiartki. Cztery, zatem jak  by nie liczyć, dają cały jard.
Dwie z nich to wielkie paisleye, na cześć "Klubu perskich pikli", którego sobie słucham przy szyciu.
Trzecia ma druk w jakółeczki - reprint wzoru z lat trzydziestych. Lubię reprinty, a juz najbardziej lubię te z wzorami  z okresu Civil War. Czwarta jest "japanese" - różowa w babeczki i torciki. Wow, kupiłam różową szmatkę w ciasteczka. Chyba uszyję zeń sukienkę dla Adelki :)


Kupiłam też jeszcze coś. Od wczoraj jestem właścicielką legalnej wersji IVONA Minireader z głosem Ewa. Moja wersja próbna zakończyła swoją licencję i skusiła mnie do posiadania wersji stałej. I mam, za całe 79 złotych polskich, program z jednym głosem, zupełnie wystarczający na moje potrzeby. :)

Muszelki po raz wtóry

Jednołatkowce. Scrappy Quilt. Śnią mi się po nocach. Maszyna do szycia odeszła w kąt (dosłownie - zamieszkała w kącie za sofką). Ja zajadle zszywam ręcznie.
Najpierw w pełni uszyta muszelkowa poduszka, zamykana z tyłu na troczki:

I wersja sepiowa (już gromadzę skrawki na uszycie takiej realnej sepiowej poduchy):

I nowe muszelki. Kupiłam na ebay zestaw szmatek, tłustych szesnastek jarda :) w odcieniach jasnych zieleni, wzorzystych. Patrzyłam sobie na niego czule, a potem pokrajałam i szyję -

Same zielenie byłyby nudne, toteż ożywiam czerwienią. Ponieważ tym razem nie robię aplikacji do tkaniny spodniej, mam straszny problem z naszywaniem łatek w linii prostej. Sporo pruję, naprawdę. Ale za to efekt mnie zadowala. Muszelki małe, jakieś trzycentymetrowe w średnicy, hm, czaszy.
I jeszcze światło dzienne:



A teraz uwaga - oto, czego zamierzam się uczyć.
Baltimore Album Quilt. Obrazy powiedzą więcej, niż ja. To coś, co muszę opanować: sztuka perfekcyjnej aplikacji. Do tego to już chyba kupię sobie ten specjalistyczny klej na początek :) A najbardziej podobają mi się wzory wieńców.



RANDiSZ

Najpierw zaniedbany RANDiSZ: wierzch patchworka ukończylam 25 czerwca i od tamtej pory nie miałam czasu by go ruszyć, zatem czeka w szafie na wkład i spód. Tarararm, oto Cabin bLog :) czyli blogerska Chata z bali. Ma bonus, ponieważ w środeczek wstawiłam bloczek Applecore, który nauczyłam się zszywać w ostatnim czasie. W ogóle to patchworki tessellation, czyli złożone z identycznych łatek robią u mnie karierę. Mam obawę, że już więcej nie będę chciała szyć Ohio Star czy Bear Paws. Tylko jednołatkowce.
Ale wróćmy do Applecore: po naszemu ogryzki. Bardzo trafna nazwa, biorąc pod uwagę kształt, ale też fakt, ze tego rodzaju jednołatkowce szyje się z OGRYZKÓW tkanin, z resztek rozmaitych. Scrappy Quilt to właśnie cała kategoria takich ogryzkowców.

Zgodnie z zamierzeniem mam rozmiar 150 x 150 cm. Na zbliżeniu widać, jak ładnie mi się w jednym miejscu "nie zeszło". Ale to tylko dodaje wiarygodności pionierskiemu charakterowi tego wyrobu :)