niedziela, 18 września 2011

Pielęgnacja nie tylko azjatycka

Od kiedy okazało się, że mój Mąż boryka się z atopowym zapaleniem skóry i szkodzą mu różne drogeryjne myjadła, zaczęłam interesować się zawartością mojej kosmetyczki w głębszym znaczeniu. Wiadomo - trudno jest jednego dnia wywalić do kosza wszystkie kremy, balsamy i inne; trudno też przełamać w sobie nawyki kupowania ślicznych kolorowych opakowań kuszących na sklepowych półkach.
Potem przyszło do mnie jeszcze nieśmiało zainteresowanie tym, co Azja ma do powiedzenia w dziedzinie pielęgnacji skóry twarzy...
I jaki tego efekt?
Pomału sporządzam sobie listę zakupów na "Biochemii Urody", przeglądam ofertę SkinFooda i Misshy w dziedzinie nawilżania i rozjaśniania. Korzystając z urlopu robię sobie kurację Acne-dermem.
Niezły bigos, prawda? ^^
W każdym razie z pewnością zamówię Hydrolat różany do przemywania buzi zamiast toniku; puder perłowy lub puder bambusowy  do utrwalania makijażu; oleje do zmywania makijaży; peeling perłowy i wiele innych...

czwartek, 15 września 2011

Koreańska pielęgnacja skóry

JM, cieszę się, że tarta Ci smakowała :) ja zazwyczaj wsypuję szczyptę gałki muszkatołowej podczas zarabiania ciasta - i oczywiście sól - ale kiedy wspomniałaś o przyprawieniu ciasta pomyślałam sobie o dodaniu do niego ziół prowansalskich. Brzmi nieźle. Co zaś do drożdży - dziewczyny na cincin zastanawiały się nad drożdżami i doszły do wniosku, że zapewne chodzi o ekstrakt drożdżowy, bardzo ponoć pożywny i odżywczy. Ja tam dajędo farszu łyżeczkę zwykłych drożdży, dobrze mieszam i oznajmiam, że wpływa to korzystnie na teksturę nadzienia, że się tak uczenie wyrażę. Po ludzku mówiąc, soczewica jest wówczas lżejsza, puszystsza i nie zbija się w kluchę :)
 ***
A teraz coś z zupełnie innej beczki, jak mawiał w każdym odcinku komik z Monty Pythona :)
Brahdelt na swoim blogu - o TU - pyta mnie o odczucia w używaniu kremu BB Missha Perfect Cover. Ponieważ mam już za sobą tubkę tego kremu, chętnie Wam przybliżę moją opinię :)
Zacznę może od różnicy pomiędzy azjatyckimi i europejskimi kosmetykami pewnego rodzaju. W Polsce królują generalnie podkłady - w płynie, kremie, musie - zazwyczaj kryjące, zazwyczaj dość ciemne jak na moje jasnoskóre wymagania. Rzadko się też spotyka specyfik z filtrami przeciwsłonecznymi o większej niż podstawowa mocy. Używałam różnych marek i rodzajów - miałam podkłady Rimmel, Manhattan, Margaret Astor, rozmaite tańsze jak Miss Sporty. Miałam Almay dopasowujący się do skóry. Miałam wreszcie Revlon color stay, jedyny w dużej gamie kolorystycznej. Opinię mam jedną: wszystkie (poza Revlonem) dobrze wyglądały na mojej przetłuszczającej się skórze krótko po nałożeniu. Wszystkie musiałam zagruntowywać warstwą pudru, co jednocześnie nieco je rozjaśniało. Wszystkie poza Revlonem spływały mi z twarzy w ciepły dzień (nie w upał) zanim doszłam do pracy. Revlon był dość odporny na pocenie i ścieranie, ale jednocześnie to ciężki podkład, tworzący na twarzy maskę.
A Missha? BB krem Misshy nakładam rano na krem nawilżający. Cera jest promienna i świetlista, niedoskonałości w postaci rozszerzonych porów, drobnych naczynek, małych posłonecznch przebarwień ukryte. Skóra ma blask i nie widać, by cokolwiek na niej się znajdowało poza zdrowiem :) Mnie ten efekt zachwycił bardzo. A w dodatku tak jest od rana do momentu demakijażu. W pracy muszę się po kilku godzinach przypudrować, co ukrywa nieco ten "wilgotny" połysk - jednak klimatyzacja robi swoje i skóra mocno się przetłuszcza. Ale nadal nie widać, by się miało jakikolwiek makijaż. Dodam jeszcze, że kupiłam odcień 13, czyli milky beige i jest idealny, porcelanowy.
Oprócz Misshy PC mam także sporą tubkę Skinfooda grzybkowego. To też jest zadziwiający kosmetyk. Działa podobnie, chociaż mniej kryje i jest znacznie mniej trwały na twarzy. Ma zapach selera naciowego, zaskakujący mnie przy każdym użyciu :) Równiez jest jasny i nim również tworzymy efekt świetlistości cery.

Ponieważ to bardzo lubię w makijażu - taką promienność - zamierzam kupić produkt Misshy, który miałam już okazję przetestować dzięki uprzejmości mojego ulubionego ebayowego sprzedawcy. Jest to MISSHA M BB BOOMER- świetlista perłowa baza pod krem. Zwiększa fantastycznie efekt "glow" (chyba nie ma na to polskiego słowa?) A jeśli nie ten, to podobny.
Na razie jednak pilnie będę się maskować maskami Beauty Friends - kupiłam 15 maseczek w płatkach, kładąc nacisk na te rozjaśniające, rozświetlające, wyrównujące kolor. Przyszły starannie zapakowane w kartonik i już dziś wypróbowałam pierwszą - perłową. Muszę przyznać, że skóra wygląda lepiej - jest gładsza, nawilżona, równomierna w kolorycie. Ale ponieważ to pierwsza, powstrzymam się na razie z pochwałami. w każdym razie wybrałam maseczki: perłowe, algowe, zielonoherbaciane, cytrynowe, ogórkowe, aloesowe i jedną żeńszeniową. Fantastyczny widok, kiedy ma się tę płachtę na twarzy :)

A w ogóle to na koniec zapraszam was na bloga Maus, która pilnie i starannie testuje rozmaite azjatyckie kosmetyki i omawia je w przystępny sposób. Sporo się dzięki niej dowiedziałam, zatem polecam - klik :)
I dziękuję za uwagę :)

czwartek, 8 września 2011

Z nadejściem jesieni

Zazwyczaj jest tak, że lato to dla mnie okres niemocy, we wszelakim tego słowa rozumieniu. Nie chce mi się, nie mam siły, jestem wiecznie zmęczona, osowiała... W tym roku do opisanych wyżej ogólnych objawów dołączyło zmęczenie wywołane nieustannymi nocnymi zmianami. Ale... przyszła jesień: jest buro, ciemno, chłodno; pada deszcz - a mnie się chce! Zaczęłam wstawać o normalnej porze, o ósmej rano, a nie o jedenastej; nie mam niechęci do gotowania i prasowania; chce mi się szyć i dziergać. Wspaniale, jestem taka rada!
I w dodatku wkrótce idę na urlop, a na urlopie czeka mnie wyzwanie. Zostałam "wyzwana" przez Męża: mam codziennie piec inną tartę :) A zaczęło się niewinnie, od tarty z czerwoną soczewicą, która była ostatnio na kolację (wspaniały przepis na tą tartę jest tu) i której smutne resztki zabraliśmy następnego dnia do pracy. Więc będą tarty słodkie i pikantne, a może nawet zmierzę się ze słynną tartą tatin?
***
Jak zwykle jesienią mam też ochotę i siły na zmiany w garderobie. Na blogu Azjatycki Cukier Shilpa zrobiła krótką szkołę koreańskiego stylu. Pamiętacie, jak rozpatrywałam różne style gyaru? Nadal jestem zauroczona mori girl, ale kiedy dobrze obejrzałam moją szafę, kosmetyki i możliwości - cóż, odkryłam że najbliżej mi do "fob fashion". Zainteresowanych posyłam po porcję Azjatyckiego Cukru, a sama w myślach robię sobie listę niezbędnych zakupów. No wiecie - buty, tuniki, szorty...
Jedną śliczną rzecz już mam. Moja nowa bransoletka: kupione jak zwykle w Qnszcie szklane koraliki składające się na uroczą całość. Jest naprawdę ładna :)