Wykończona walką z logami serwerów Doremi na pocieszenie uszyłam sobie spódnicę. Nareszcie wełniana flanela poszła pod nóż, a ja odkryłam niemiłą właściwość mojej Janome: zasadniczo nie lubi nic, co nie jest cienką bawełną...
Inspiracją były dla mnie znalezione w sieci zdjęcia:
Moja wersja jest raczej fantazją na temat, niż rzeczywistym odwzorowaniem istniejącego fasonu. Szyłam ją trochę dla odprężenia, a trochę z myślą o Sew for Victory, bo czasu już mało. Zamiast paska jest podwyższona talia; zamek wszyty jest z tyłu, a nie z boku; długość natomiast ujdzie, bo moda epoki pozwala na długość do pół łydki. Natomiast kolor, kratka i tkanina - mięciutka wełniana flanela - pasują idealnie.
Nie lubię siebie na zdjęciach, więc też nigdy nie pozuję, nie odprężam się i ogólnie przed obiektywem wyglądam na sierotę...
Teraz rzetelne opracowanie wad i innych cech.
Po pierwsze, z obwodów mojego ciała wynika rozmiar 42 według Burdy. Skroiłam więc z rozmiaru 42
i dużo zmniejszałam w trakcie szycia. Nadal mogłabym w szwach bocznych i tylnym odjąć po pół centymetra bez szkody dla wygodnego siadania, więc kolejny wykrój zrobię dla rozmiaru 40.
Po drugie - chociaż na wykroju zrobiłam sobie tajemne znaczki, żeby dopasować wzór kraty na poszczególnych częściach, nie udało mi się to (widać na pierwszym zdjęciu). Czyli muszę popracować nad starannością krojenia.
Po trzecie - mimo, że zapasach wykryłam stopkę do wszywania krytych zamków, zamek nie jest wszyty dobrze. Prułam go jednak i wszywałam tyle razy, że kolejnej poprawki by nie wytrzymał. I tak się dziwię, że spirala zamka nadal trzyma się taśmy!
Po czwarte - użyłam tak zwanej stopki overlockowej do wykończenia brzegów i tu mile się zaskoczyłam. Może to zaleta ciut grubszej tkaniny, ale wykończenie nie jest ani brzydkie, ani niestaranne. Zygzaka nie lubię :( a ścieg overlockowy w połączeniu z tą stopką jest dość ładny.
A po ostatnie - trzeba poza wszystkim popracować nad... wsadem :) Zanadtoż się zaokrąglił!
Pod spodem mam prawdziwą nylonową halkę vintage z koronką i szyfonową taśmą pod koronką, która
chroni przed zaczepieniem brzeżkiem koronki o pończochę. Halka mimo lat doprała się do śnieżnej białości i po wymianie gumeczki w pasie na nową stała się bardzo użyteczną częścią garderoby. Ten konkretny egzemplarz pasuje długością do dwóch spódnic, a kupiłam go za uwaga! oszałamiającą kwotę 50 groszy. Tak, właśnie tak :) Pończochy już nie nylonowe, a zwykłe, z poliamidu z lycrą, dość tanie (Fiore, kupione na allegro). Biorąc pod uwagę moje niszczycielskie umiejętności, kosztowne nylony zniszczyłabym już po pierwszym przemarszu przez kino. a przez projektornię z pewnością!
W każdym razie: spódnica poszła ze mną do pracy. Fałdy z tyłu pracowały bardzo ładnie przy każdym ruchu; spódnica nie pogniotła się ani nie wypchnęła na pupie. Na dodatek ładniej spływa po śliskiej haleczce niż po podszewce, więc żabki pasa (a pas z Admirała ma wielkie żaby!) nie uwidaczniały się dramatycznie.
Może być na pierwszy raz? :)