poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Lubię małe formy

Najpierw jest cięcie i zszywanie.
Potem jest poszewka na poduszkę.

 Tak się pikowało:

A teraz dla odmiany trzy rządki przed snem. Trzy rządki ażuru :) Sto mil lamówki zostawiam sobie na jutrzejszy wieczór po pracy. Mamy kolejny audyt roczny, a że zastępuję Ojca Dyrektora, czeka mnie nerwowy dzionek...



P.S. Fotograf ze mnie jak z koziej d... patefon. Wiem.

środa, 21 sierpnia 2013

Na co komu urlop?

Jeszcze nie poczułam, że był, a już się skończył. Na szczęście Ojciec Dyrektor przydzielił mi jeszcze kilka dni "na grzyby" we wrześniu, a już się bałam, ze nie wciśnie tego do grafiku. Widocznie korzystny wynik audytu usposobił go łaskawie. Dział Kadry i Płacze - 100%, jestem bardzo rada :)
No to teraz kilka uwag o ty, gdzie byłam, jak mnie nie było - i co tam robiłam :)

Po pierwsze wyprawiliśmy się do Poznania na kilka dni. Widzieliśmy poznański browar od środka, dzięki czemu do końca dnia czułam gdzieś w zatokach gryzący zapach brzeczki. Widzieliśmy nawet kraksę na myjce do butelek. Hałas dał się słyszeć nawet za szklaną ścianą oddzielającą halę butelkowania od trasy dla zwiedzających! Na zdjęciu mój Miły i moja Siostra własna.





Tak, tak - skrawki pojechały też na wycieczkę. W browarze napiliśmy się produkowanego tylko na poznański rynek Pilsa. Panu Mężowi posmakował; ja wolę piwa typu stout.
W każdym razie - miedziane kadzie mnie zachwyciły. Przepięknie odbijają światło.
Acha - trzeci raz byłam w Poznaniu i nie widziałam koziołków. Widać mi nie pisane :)
Potem leniwilismy się kilka dni u mojej Mamy.


 Igiełka miała zacne towarzystwo dwóch kotów. Trojanek mojej Mamy ma za wiele spraw ogrodowych na głowie, by zajmować się miastową kocicą. Ale mój Brat przywiózł swoją Zorbę. A ta jest niezmiernie przyjacielska i chciała się bawić, dzięki czemu przez kilka dni z całego domu dochodziło poirytowane syczenie Igiełki :) Jak widać, nie spogląda życzliwie, ale cóż się dziwić? Zorba nie uznaje separacji od stołu i bada zawartość każdej miseczki!


A potem spotkaliśmy się z Przyjaciółmi już we własnym domu :)


W międzyczasie uszył się panel z sześciokątów na poduszkę - i tyle.


A co w planach? Sopotello coraz bliżej; dziergam pomalutku, chcę uszyć wiktoriańskie ciuszki lalkom (wczesne tiurniury). Mam się świetnie.
Tylko nie rozumiem, gdzie zrobiłam błąd w dzierganym szalu - powinnam mieć nieparzystą liczbę oczek zanim zacznę ażurowy brzeg. A tu niespodzianka. Co mam zrobić? Dodać jedno oczko gdzieś w kąciku?

sobota, 3 sierpnia 2013

Miała być poduszka.

Naprawdę, siadłam do maszyny z zamiarem uszycia poduszki. I co? Nie poszło mi... uszyłam znów pikowaną nakrywkę na imbryczek z herbatą. Tym razem jednak wcale nie patchworkową!
Przypomniało mi się bowiem, że gdzieś w pudle mam ukryty mały hafcik, ozdobne wiktoriańskie T.
T jak Time. T jak Tea. No to uszyłam :)
Dobrze mieści w sobie dzbanek od chodzieskiego serwisu śniadaniowego - wcale nie mały, bo mieszczący 6 filiżanek.
Czy nie jest zabawny? Troszkę jak biskupia mitra.