A po krupniczku jabłuszek koszyczek :)
No, niezupełnie. Po krupniku ugotowanym na jutro do pracy piekę soczewicowy pasztet. To eksperyment, ale nie jem wędlin, z rzadka mięso, a po ser nie chciało mi się w ten śniegowo - błotny dzień wychodzić. I coś tam trzeba było na śniadanie wymyślić, bo i płatki owsiane "wyszły" :)
Na surowo wygląda tak -
Co z niego wyrośnie, zobaczymy.
A na osłodę zostawiam wam nasze muszelki :)
Ach, ten piękny kominek... Zazdraszczam!
OdpowiedzUsuńZamiast zazdraszczać, zaproś się na kawkę :) Razem się nim pocieszymy :)
UsuńCuuudne muszelki!
OdpowiedzUsuńFinextro, Karolina-g robi przepiękne ceramiki - zajrzyj do niej na bloga, zakochasz się!
UsuńPodziel się przepisem, poproszę! *^v^*
OdpowiedzUsuńPrzepisem się podzielę chętnie. Zdjęciem nie, bośmy pożarli :)pasztet znaczy się, nie zdjęcie.
UsuńDziękuję. Cały czas mam w pamięci Wasze pierogi, zrobię je przy najbliższym kontakcie z frytownicą :)
OdpowiedzUsuńChcę! I jedzonko, i muszelki! ; ))
OdpowiedzUsuńaaa.... i się nie pochwaliłaś??
OdpowiedzUsuńale się cieszę że wylądowały :D :D
a moje przodki się pytają czym przykleiliście łuski do kominka :)
OdpowiedzUsuńKarolino, mój Mąż podpowiada, że to był jakiś klej montażowy dwuskładnikowy. Ale na kominek prawdziwy, a nie tylko taki "udawany" będziecie musieli poszukać kleju żaroodpornego. Obudowy kominka potrafią nagrzewać się do całkiem słusznych temperatur :)
Usuńdzięki :D
Usuń