piątek, 18 listopada 2011

Colourful knit is the new goretex.


Zdjęcie i podpis, będący moim dzisiejszym tytułem, znalazłam na Kopenhaga Cycle Chic. Ja też tak jeżdżę na rowerze, na mojej pięknej Gazelle. W naszym kraju mało jest cyklistów nie obawiających się ładnego stroju na przejażdżce. Moje buty na obcasach, spódnice i torebki w przednim koszyku nieodmiennie budzą zdziwienie (bo raczej nie podziw) i okrzyki - to ty w tym jeździsz?
Owszem, jeżdżę. I zaraz pojadę po nową parę prymów do pasmanterii :) A taką chustę to sobie udziergam z jakiejś ślicznej skarpetowej włóczki - wielgachną. Zaraz, jak tylko skończę Winną i czapki. Proszę o rekomendacje włóczek w tysiącu kolorów :) Regia? Sportivo? Elian merino?

poniedziałek, 14 listopada 2011

Zadania na dziś

Po bardzo trudnym długim weekendzie spędzonym w pracy postawiłam dziś przed sobą trudne zadanie: wypocząć. W ramach tego wypoczynku zamierzam: dziergać w kawiarni, przy małej mlecznej; kupić mężowi "Triumf Endymiona", żeby mógł pożegnać się z ojcem de Soyą i Raulem Endymionem; przejść się spacerem zahaczając o znajomy second hand, w którym pytam zawsze o kłębki; usiąść spokojnie na tylnej części ciała (obecnie realizowane ^^); przygotować bardzo kolorowe bento na jutro, na trudny dzień w pracy. Roważam jeszcze opcję odkurzenia mieszkania, ale jakoś mi się nie pali. Nie założyłam rano soczewek i wcale nie widzę kocich kłaczków i żwirku na całej dostępnej powierzchni :)
I jeszcze paznokcie mam zamiar skrócić, bo wystają mi poza opuszek i przeszkadzają. I uszyć sukienkę lalce bym chciała. Hm... a może tak by poodkurzać dopiero po szyciu?
***
Rozpoczęłam dzierganie Multnomah, u mnie zwanej Winną. Kupiłam na allegro szetlandzką wełenkę w kolorze burgundzkiego wina i mam już kilka rzędów. Ale chyba muszę odłożyć chustę na rzecz czapki mężowskiej.
Moja Creamy Mara nosi się wspaniale. Jest ciepła, wspaniale podkreśla ramiona i linię pleców, to jedno z najbardziej kobiecych akcesoriów jakie znam poza czerwoną szminką. Nawet w pracy, jeśli mi zimno, zarzucam ją na ramiona. Czuję, że ten model powtórzy się jeszcze z lepszej jakościowo włóczki, w większym formacie.
P.S. Mam nową czerwoną szminkę. Avon Spicy Wine. Ciemna, czerwona, zimowo-jesienna. Robi piorunujące wrażenie na obserwatorach :)

piątek, 11 listopada 2011

Gotowa. Grzeje.

Mam tylko tyle czasu by pokazać zdjęcie i dać słowo, że noszę ją nieustannie w domu i poza nim.
Creamy Mara, bardzo łatwa chusta, przy której zadziwiająco dużo się nauczyłam :)

wtorek, 1 listopada 2011

Chusta i dynia

Wbrew blogowemu dyniowemu szaleństwu ja za dynią nie przepadam. Owszem, ich piękne kształty i kolory co roku mnie zachwycają, lubię też dyniowe pestki - ale sam smak tego warzywa mi nie odpowiada. Nawet w celu odczarowania kilka dni temu upiekłam dynię w dwóch wariantach - prowansalskim i orientalnym, ale większość zjadł z apetytem Mariusz. Ja skubnęłam grzecznościowo. Dla mnie jest to warzywo mdłe.


Dlatego resztę dyni - przerabiam na dżem własnego pomysłu. Połączyłam dynię, renety, dwie kwaśne pomarańcze i spory (naprawdę) kawałek świeżego imbiru. Dynia w trakcie obierania, krojenia i tarcia na wiórki miała melonowy zapach, dla mnie okropny, dla Mariusza śliczny i świeży. Teraz pachnie już lepiej, bo połączyły się smaki i zapachy. Niech się smaży. Mimo pomocy cioci wikipedii nie udało mi się ustalić gatunku. Najbliższa kolorem wydaje się być Hokkaido? Słoiczki w każdym razie gotowe, wymyte i wyparzone.

A na drutach Creamy, chusta moja pierwsza, która kompletnie mnie zaskoczyła. Udaje się! Wykorzystałam wzór o wdzięcznej nazwie Mara - z Ravelry, oczywiście. Robię z podwójnej wełenki zakupionej w secondhandzie (10,5 marki niemieckiej za motek!) która to wełenka ma ładny kremowy kolor i 450 m w 100 gramach. Niestety chusta nie będzie wielkości oryginału, ale taka jestem z siebie rada! Udało mi się opanować narzuty i tworzenie środka chusty; wprawdzie pierwsze rządki prułam kilka razy bo środkowe oczko mi wędrowało i dopiero zastosowanie dyscyplinujących markerów po obu stronach pomogło. Poradziłam sobie nawet z czymś, co nazywa się "kfb" - a wszystko dlatego, że zaczęłam do prostego francuskiego wzoru robić angielskie oczka zamiast zwykłych. I udało się! Obecnie jestem na etapie ściągaczowego zakończenia - drugiej sekcji, Przede mną jeszcze trzy cale robótki :) i koniec. Pranie, blokowanie i na plecy w zimny ranek! Jako rowerowy dodatek na jazdę do pracy będzie wspaniała :)


Markery mam zrobione własnoręcznie. Pierwszy komplet składał się z sześciu sztuk zrobionych z bursztynowego jadeitu - takie kropelki słońca, śliczne. A specjalnie do tej chusty zrobiłam sobie markery z rzecznych ciemnych pereł. Bardzo lubię ich miękką opalescencję...


Mam już wełenkę - z odzysku tym razem - na kolejną chustę. Ta oto mi się marzy - Multnomah. Uprasza się o wskazówki, chociaż robota korpusu nie jest skomplikowana. Bardziej brzeżek feathers and fans, ale i do tego dojdę, bo po wczytaniu się w schemat wydaje mi się, że opanowanie, spokój i czekolada pomogą :)
A na zakończenie - mój nowy - nienowy pomocnik. Knitting Bowl jako drugie życie nocnika :) Dodam, że bardzo szacownego nocnika z angielskiego fajansu, który przyjechał do mnie jako żarcik od mego Taty. I proszę - Mariusz wymyślił by go do tego celu używać, ja używam z powodzeniem, kłębki nie walają się po podłodze i tylko kot nie korzysta z geniuszu tego wynalazku. I wiecie co - od razu przypomina mi się Norwid i jego złośliwe "Tę urnę niosę ci w dni - napełń ją, Pani!"


***
Usmażyło się pięć słoiczków: teraz będę je studzić pod ręcznikowym okryciem :)