środa, 26 listopada 2014

Ciasteczkowy stempelek

W sklepie Home & You znalazłam dziś za zawrotną sumę 9,50 zł silikonowo - drewniany stempelek do ciastek. Przedmiot taki marzył mi się już od jakiegoś czasu, a za taką kwotę można było wypróbować :)
Zabawne jest to urządzenie, niezbyt duże - może z 5 cm średnicy. I daje bardzo ładny efekt. Najładniejszy, gdy się przypłaszcza nim kulkę ciasta. Na wyciętych ciasteczkach nie był już taki ładny.
Warunek krytyczny: ciasto musi być schłodzone, najmocniej jak się da. Można myślę uformować placuszki i wstawić z blaszką na kwadrans do lodówki, a potem stemplować. Warunek drugi: stempelek należy maczać w mące, żeby się nie przyklejał. Ale przy schłodzonym cieście idzie dobrze :)
Chcę inne takie stempelki.
Zrobiłam też inwentaryzację foremek pierniczkowych: brak mi regularnego serca i foremnej gwiazdy o troszkę większych wymiarach.
Trzeba się udać na łowy :)




niedziela, 23 listopada 2014

Rojnik

Rojnik, to jest taki stwór, któren rozpełznie się chytrze po całym ogrodzie, wyroi się w każdej dziurze i wolnej przestrzeni. A przy tym wygląda ładnie i uroczo, i nikt nie ma serca go wyrywać :)
Mnie rojniki spodobały się bardzo już dawno; bywając w ogrodzie mojej Mamy podstępnie rozpuszczam je na nowych terytoriach. A na blogu Uny - o tu, klik! podpatrzyłam i zapragnęłam mieć swoje w doniczce.
Dwa podskubałam więc Mamie, traktując je jako daninę należną mi od tamtejszego klanu rojników za pomoc w rozprzestrzenianiu się.
Jeden wykradłam z cmentarza. Tak, serio, rósł sobie na wolnym spłacheciu ziemi w otoczeniu rodziny i przyjaciół.
Niestety, albo im za ciemno w domu, albo im ziemia nie odpowiada (nie ten bukiet, nie ten rocznik
i nie takie nasłonecznienie stoku...)
Moje rojniki wybrały opcję pienną. Pnącą znaczy się. Gramolą się do góry.
Położyłam im kilka kamyków, żeby nie zatraciły swojej skalniakowej tożsamości...
Taka dzika odmiana nie nadaje się chyba do domu...


czwartek, 20 listopada 2014

Jeden rok z życia kota.

Rok temu wyglądała tak:

Obecnie - tak:





Charakter ma taki, jak jej bizantyjska imienniczka. Uwielbia Igiełkę i surowe mięso. Śpi w łóżku. Mruczy na kolanach. Wścieka się na sikorki. Chodziła po trawie. Niszczy meble, bo nie daje sobie obciąć pazurków :( Towarzyszy mi przy każdej czynności, obserwując.
Zoe.

czwartek, 13 listopada 2014

Czapki dwie

Na zamówienie mojego Brata, mieszkającego w Norwegii, powstała duża, ciepła czapa, jedna z tych, które można sobie naciągnąć aż na nos w razie potrzeby.
Użyłam na nią szarej Barbeczki, która szalenie mi się spodobała w robocie, a po praniu w ogóle wyszlachetniała i zmiękła. Nitkę wzięłam podwójnie i zostało niewiele z kłębka stugramowego. Nitka jest rustykalna, niewygładzona, w 100 gramach jest jej 350 metrów. Wzór czapki - Shilling hat, oczywiście z Ravelry.
Zachwycił mnie też kolor. Wprawdzie okazałam nieposłuszeństwo, gdyż Michał napisał mi, że może być każdy odcień czerwonego, zielonego czy niebieskiego, a ja wybrałam szary. Jednak ten szary jest tak ładny, że chyba zostanie mi wybaczone :)



Druga czapka - dla Michałowej córy, niejakiej Julki :) która to córa jest bardzo nieletnia. Tym razem Alize Cashmira w odcieniu czerwonym, ładna i miękka; znam tą włóczkę zresztą z innych projektów. Robiłam z niej szal Saroyan oraz mój kobaltowy sweterek. Czerwona wydaje mi się dużo cieńsza od poprzednich.
Wzór naszej polskiej koleżanki dziewiarki - I Heart Cables. Świetnie rozpisany, zatem robiło się z przyjemnością :) Zamierzam zrobić jedną chyba też dla siebie, na wyprawę do Norwegii w Święta.
Klapki na uszy zupełnie mnie oczarowały!
Nauczyłam się tez robić i-cord... to jak mantra, takie przesuwanie czterech oczek bez przerwy po drucie :) Musiałam się pilnować, żeby troczki czapki nie ciągnęły się za dzieckiem po ziemi w wyniku mojego zachwytu nad i-cordem :D
Pompony tylko mnie zawiodły, ale dokonałam już zakupu na ebay i wkrótce będę miała sprytne narzędzie do robienia pomponów w czterech rozmiarach :) bo na razie widać wyraźnie, że reprezentują gatunek "chudy i chudszy"...

Pytanie do Kingi - czy zrobić taką dla Twojej Córy? We wzorze jest Infant, Toddler albo Child, bez konkretnych obwodów główek, wydaje mi się, że Toddler?




I na koniec - moja Inga. Niedokończone swetry poszły w kąt, co do mnie niepodobne. Ale ta wełna ma jakiś hipnotyczny wpływ... człowiek dłubie i dłubie, żeby zobaczyć, jak zmieni się kolor...
Dendrology wydaje się słusznym wyborem na tak surową wełnę. Może starczy i na czapkę? :)


P.S. Sikorki opędzlowały kupiony w Lidlu zasobnik ziarna w niecały tydzień. Trochę jeszcze zostało, ale w sobotę trzeba będzie kupić nowy. Domieszam im tam siemienia i może jęczmienia na razie?

niedziela, 9 listopada 2014

Jak spotkałam zboczeńców w szuwarach


Najpierw ciastko. Z powodu kolana wyrabiałam ciasto drożdżowe siedząc, niewygodne. 







To było tak: najpierw widywałam te włoczki tu i ówdzie, ale niezbyt często. Potem napisała o nich Beata Em na facebooku. Potem podczytywałam włóczkowo-warmiowego bloga. A potem dostałam premię i dalszy ciąg na pewno potraficie sobie wyobrazić :)
W każdym razie - wiedziałam, że chcę Justę w cieniowanych odcieniach, żeby zrobić sobie nową wersję Dendrology. Ta z Araucanii jest maleńka, Araucania nie daje się satysfakcjonująco blokować, a w ogóle to rację w tej sprawie miała Finextra i generalnie muszę mieć wielkiego szala - rogala z listkami. I kropka. Wybrałam więc nowość, ciepłe jesienne odcienie.
Potem sobie przypomniałam, że na blogu "Swetry Doroty" zwróciłam kolejny zazdrosny raz uwagę na fantastyczne nogi autorki (no, nie, ale głupoty wypisuję), a dodatkowo utkwiła mi w pamięci rustykalna, lekko nierówna włóczka w pięknych kolorach. Zaczęłam szukać i tak znalazłam Ingę. Odcień o nazwie "kaczeńce w szuwarach". Jakie tam kaczeńce, zwyczajni zboczeńcy, od razu lepiej brzmi, prawda? :) Ale tak naprawdę jest to odcień sikorek w moim karmniku, kolory moich najulubieńszych ptaszków. Niestety, zupełnie do mnie nie pasujące, co oznajmił mi Mariusz, gdy przyłożyłam precelek włóczki do twarzy. Cóż. Mam to w poważaniu. Ta wełna jest moja i tyle :)

Szary kłębuszek to "Barbeczka". Już przewinięta i gotowa do robótkowania.


A tu - bonusik :)












wtorek, 4 listopada 2014

Postępy

Dziś bardzo krótko:
Alpaka ma się dobrze, chociaż nadal nie pałam do niej jakąś wielką miłością. Owszem, kolor wybrałam dobry, ładna jest ta złocista rudość, ale śliskość doprowadza mnie do szału. Mam ręce długie jak orangutan; zauważcie również, jak fasonowo zapięłam sweterek dwoma drutami bambusowymi numer 3,25 :)
Jeden rękaw jest na ukończeniu, właściwie za chwilę zrobię ostatnie przełożenie warkoczy, kilka rzędów i zamknę oczka. Wybrałam też guziki - małe, czarne i połyskliwe jak żuczki.
Głowy nie pokazuję, gdyż mam na niej ręcznik - swoją drogą dobrze dobrany kolorystycznie,
w jaśniejszym odcieniu oranżu :)


Drugi sweter jest również na rękawowym etapie: robię dwa naraz, więc tu tym bardziej mam wrażenie, że fajnie byłoby mieć ręce jak tyranozaur, wiecie, takie małe krótkie łapki...

W każdym razie przedstawiam progres jagodowego sweterka. Kolor udało się złapać dość wiernie... prawie. Jak już skończę, to przede mną jeszcze zszywanie, ponoć najbardziej uprzykrzona czynność dziewiarska. Zobaczymy...


poniedziałek, 3 listopada 2014

Królik w paski :)

Czarno - biały królik, a raczej królicza angora w malutkich kłębuszkach. Własnie ją ukończyłam, więc na zdjęciu widać resztki z przycinania pompona, bo i pompon jest na czubku. Czapka zwisa luźno, jest mięciutka, leciutka, puchata. Filiżanka herbaty pasuje do niej wspaniale :)


niedziela, 2 listopada 2014

Wszyscy piszą o Yankee Candle

Tak, opowieści o zapachach Yankee Candle wszędzie pełno, wyglądają z każdego bloga, więc i ja postanowiłam wtrącić swoje trzy grosze, skoro te własnie zapachowe świece dużo znaczą w klimacie mojego domu.
Moje upodobania w kwestii zapachów są proste i niezmienne: lubię orientalne, korzenne klimaty; lubię wonie pieczenia i przypraw. Nie lubię sztucznej woni truskawek, ciasteczek, owoców tropikalnych i syntetycznej wanilii... ale podobają mi się niektóre dziwaczne zapachy, takie jak November Rain czy Cranberry Ice.
Kominki do topienia wosków mam dwa: większy i mniejszy, niespecjalnie piękne, ale funkcjonalne.
Moim faworytem od ubiegłego roku jest Vanilla Chai, zapach wcale nie waniliowy, a mocno korzenny i aromatyczny, z nutą palonego drewna w tle.




No, idę sie lenić przedobiednio, a wam zostawiam muffiny: melasowe i kukurydziano - jabłkowe. jak zwykle przepis z "Moich Wypieków". Mam cztery małe hokkaido, chyba spróbuję sił w upieczeniu dyniowego sernika z przepisu Doroty :)