niedziela, 24 czerwca 2012

Szmatkowy konkurs w Szmatce Łatce

A co mi tam... spróbuję :)
Moja ulubiona Szmatka Łatka nie dość, że sprowadziła do Polski bawełniany wkład do patchworków (już w lipcu robię zakup), to jeszcze ogłasza konkurs szmatkowy. No, to jest coś, czego przepuścić nie mogę, albowiem mam feblik do szmatek :) O, takie są do wygrania:

Śliczne. Po prostu śliczne, zwłaszcza czerwona!



piątek, 15 czerwca 2012

Pikowanki

Muszelki po ukończeniu szycia uzyskały już również swoje pikowanie. Uczę się od nowa pikowania ręcznego - gdzieś, dawno temu chyba nabrałam niewłaściwego sposobu nakładania ściegów i to właśnie niszczyło mi paznokcie. Po Ogrodzie Hikari, obficie w całości pikowanym ręcznie długo musiałam czekać aż moja lewa ręka znów będzie się nadawała do szycia. Więc zaaplikowałam sobie kilkadziesiąt lektur, filmików i spróbowałam.
Nadal jeszcze nie wszystko rozumiem, ale muszelki wyszły przyzwoicie. Pikowanie jest dość drobne i nawet regularne (miejscami). Zobaczcie same: spód -





I wierzch:

Można powiększyć, lepiej widać błędy, niedociągnięcia, ale i całkiem ładne fragmenty :)

RANDiSZ

Biorę udział w zabawie u Truscaveczki:
 Ja oczywiście wybrałam wersję szyciową i mam już 10 z zaplanowanych 16 bloków mojego patchworka. Szyję go na maszynie z różnych pochomikowanych resztek, z tkanin pochodzących w dużej mierze
z kraciastych koszul Mariusza, z materiałów wcale do siebie nie pasujących... Z ortodoksyjnej zasady dotyczącej Log Cabin Quilt zachowałam tylko jednakowe czerwone wnętrza bloków, symbolizujące ognisko domowe. Poza tym jest to patchwork "na winie"... czyli co się nawinie pod igłę, to przyszywam :) Zamierzyłam sobie, że będzie nam służył na pikniki na zielonej trawce.

Poszczególne bloczki mają wymiar 32 x 32 centymetry, całość zaplanowana jest na 150 x 150 centymetrów wielkości, wliczając obramowujące boczki, ładnie w języku angielskim nazywane "sashing". To tyle na razie w tej kwestii. Idę dziś do pracy na 22:15 (do 6:00 rano :/), jutro na 17:00/18:00 i w niedzielę na 16:00. Będzie ciężko wygospodarować kilka minut na szycie i rozkładanie maszyny, maty i szmatek....


niedziela, 10 czerwca 2012

Uszyłam sobie igielnik

Przed chwilą wystawiłam głowę przez okno akurat w momencie, by zobaczyć ten wielki fioletowy autokar UEFA wiozący jedną z drużyn na stadion. Zaraz - za półtorej godziny? - zacznie się mecz Hiszpania - Włochy. Kibice od rana wrzeszczą pod oknami w trzech językach, kolumny policji włóczą się po okolicy od wczoraj (boją się jeździć w pojedynkę, czy co?), a walenie w bębny brzmi troszkę jak odgłos trzepania dywanów na blokowisku, wiecie - taki przytłumiony odgłos rozchodzący się ze wszystkich kierunków na raz.... Najgorsze jednak ze wszystkiego są moim zdaniem śmigłowce. Do diabła, co za hałas w kółko. Dosłownie, bo latają jak opętani w kółko nad stadionem...
***
Izuss, bardzo dziękuję za namiar na Nit-kę. Moja Siostra, studiująca w Poznaniu otrzymała już ode mnie informację, gdzie mogłaby się udać na zwiady. (Ok, właśnie przejechała drużyna hiszpańska, czyli wcześniej to musieli być włoscy piłkarze.) Mam nadzieję, że zmaca dostępne tkaniny i będzie mogła kupować dla mnie tłuste ćwiartki :)
Ulinko - proszę o zachęcenie się do wykańczania wszelkich resztek w ten sposób :) zajrzę sprawdzić, czy przypadkiem muszelki nie pobiją zamiłowania do gwiazd, obecnie krojonych :)
Marisol, witam, zapraszam i do oglądania, i do własnoręcznego szycia patchworku - można w ten sposób szyć także takie maleńkie dla lalek. Zainwestuj tylko w cieniutka i ostrą igiełkę i do dzieła! A przy okazji - nowa lalka prześliczna, ma takie chłodne spojrzenie.

Dziś prezentacja igielnika, który uszyłam sobie będąc w potrzebie. Pomysł wypatrzyłam w jednej z tych bezcennych książek, które zdobył dla mnie Tata, ale zmodyfikowałam go z lenistwa. Nie szkodzi. Mam teraz igielnik na mnóstwo igieł i szpilek, z miejscem na dwie podręczne szpuleczki i ze wzorem Dresden Plate, moim pierwszym i bardzo krzywym podejściem do tego cudownego wzoru. Aplikacje lepiej mi się już udają, na szczęście, ale to poziom słabego ucznia, a ja zamierzam dojść co najmniej na czeladniczy w ten dziedzinie! Ponadto wywracając całość na prawą stronę wszystko bardzo pomięłam, ale to już trudno - nie dam rady wyprasować skończonej całości.


 To mała robota, wzór na środku ma średnicę 7 centymetrów. Powinnam teraz uzupełnić zapasy szpilek, bo jakoś mi się ten mój zapas skurczył. Igieł też ostatnio nałamałam...

No i skończony wierzchni bryt muszelek:

Oprawiłam go w czarne paski, żeby móc zacząć pikować przed wykończeniem poduszki. Następne będą znacznie mniejsze!


środa, 6 czerwca 2012

Clamshell. Nowa technika i utylizacja skrawków

Szyję w każdej wolnej chwili - przed pracą, po pracy. Testuję nowe techniki. Zużywam skrawki zbyt małe do innych projektów, co jest pożyteczne dla zgromadzonych zapasów i czyni miejsce na nowe, zmierzające do mnie poprzez oceany.
Tym razem za przykładem Molly Flanders (zapraszam na jej bloga, link w pasku bocznym) spróbowałam kolejnego jednołatkowego patchworka. Są to muszelki, różniące się od innych patchworków tym, że są aplikowane. To moje trzecie w życiu podejście do aplikacji - i nadal niezbyt udane. Wiem, ze sprytne Amerykanki mają do tego celu specjalistyczne kleje znikające z tkaniny po pierwszym kontakcie z chłodną wodą, mają flizeliny i papiery do aplikacji. Jednak pionierki szyły bez tego wszystkiego i jak wyśmienite uzyskiwały efekty! Idę zatem w ich ślady :) Ponadto - powtarzalność prostej formy pozwala na dowolny dobór kolorów i tkanin. Tu pstrokacizna mile widziana :)
Muszelkowa technika jest bardzo pracochłonna, a jeszcze bardziej czasożerna. Każdą muszelkę wycinamy z tkaniny i z papieru, stanowiącego podkład, każdą formujemy i zaprasowujemy, a następnie - po starannym przypięciu szpileczkami przyszywamy niewidocznym ściegiem do poprzedniego rzędu muszelek. Mój niewidoczny ścieg jest jeszcze aż za bardzo widoczny, ale ćwiczę sumiennie. Mam już cztery rzędy muszelek na powierzchni, która stanie się poduszką.
Dowiedziałam się też, że powinno się szyć bez tej spodniej warstwy tkaniny, do której ja przyszywam kolejne rzędy. Cóż, kiedyś, jak już to opanuję, będę mogła szyć "ortodoksyjnie", a na chwilę obecną po prostu będzie mi trudno ręcznie pikować przez tyle warstw. I już. I bardzo mi się ten muszelkowy wzór podoba. Może na razie nie zdecydowałabym się na wielką kapę uszytą tą techniką, ale mniejsze projekty będą bardzo urocze. No i z mniejszych, całkiem malutkich muszelek. Obecne mają rozmiar - tak na oko - denka mniejszej szklanki, licząc oczywiście to ich zaokrąglenie. Jak Wam się podoba?


I jeszcze zdjęcia podwędzone z sieci: nie wiem niestety jak zrobić tak, by można było kliknąć w zdjęcie kliknąć i odwiedzić bloga szyjącej, ale chyba się autorki nie pogniewają? Moje na razie wyglądają przy tym niezmiernie skromnie, prawda?


poniedziałek, 4 czerwca 2012

Odnośnie mięty...

Dziewczyny, bardzo dziękuję za Wasze rady odnośnie mięty. Zaczynam na poważnie rozważać przydzielenie jej odrębnego mieszkania, ale zastanawiam się tez, czy po prostu nie ograniczać jej rozrostu poprzez spożycie :) Bo bardzo kocham miętę w sałatkach, napojach, potrawach z cieciorki. Poczekam chyba i zobaczę, jak tam będzie z podażą mięty!
Jonko, bardzo Ci dziękuję za podanie adresu polskiego sklepu tkaninowego. Mają tyle groszkowych i kropeczkowych wzorów, ze zaraz się na coś skuszę niewątpliwie. Chciałabym tylko wiedzieć, jakiej jakości są to tkaniny, jaka jest ich grubość. Bawełny patchworkowe są bardzo gęsto tkane z bardzo cieniutkich nici; są lekkie, mięciutkie i łatwo szyje się je ręcznie. Polskie bawełny bywają zupełnie odmienne. Kupię i dam znać w tym względzie :)
A co do etsy, ebaya i zagranicznych sklepów - właśnie czekam na dwie przesyłki :) Ale i tak dziękuję.
***
Expressivo czyta mi dziś "Krystynę, córkę Lavransa". Jako panienka chyba dwunastoletnia przeczytałam to z wielkimi wypiekami. O ile dobrze pamiętam, "Olaf, syn Auduna" już nie tak wielkie wrażenie na mnie zrobił. miło sobie odświeżyć pamięć, choć to raczej nielekka literatura.
***
Sew long and prosper :)

Zabawa klockami

Oto kolejny rodzaj patchworkowego wzoru, który burzy spokój: klocki. Thumbling Blocks lub Baby Blocks, bo obie nazwy funkcjonują. Ponieważ Pączek jest już dosyć zaawansowany i czekam na tkaniny do wykończenia, wczoraj poświęciłam czas na zabawę klockami.

Jest tak jesiennie, że znalazło to odbicie w kolorach - same miodowe odcienie.
Pojedynczy rombik ma bok o długości 2,8 cm.


Czy widać trójwymiarowość tego wzoru? Obawiam się, że przy takim doborze kolorów jest to słabo widoczne; lepszy byłby czekoladowy ciemny brąz na jeden z boków klocka, ale cóż - za to czerwień ładnie podbija złocistość całości. To stan na dziś. Po wszyciu brakujących elementów chyba zrobię z tego poduszkę.  Albo quilt dla lalek?
Mój Mąż zapowiedział, ze mam uszyć pled do sypialni właśnie klockowy, tak dalece jest urzeczony tym wzorem. Łaskawie określił też wielkość pojedynczego elementu - niecałe 4 centymetry. Na szczęście jeszcze nie zdecydował się na kolory :)

***
A w ogóle na blogach Amerykanek i Australijek napatrzyłam się na śliczne tkaniny i jestem zawiedziona, że nie są dostępne w Polsce w takim wyborze. Wprawdzie dwa moje ulubione sklepy (uwaga, całkiem jawna, bezpłatna i bezinteresowna reklama!) - Szmatka-Łatka i Robin patchwork robią co mogą, ale nie jest to jednak rękodzieło w naszym kraju jeszcze nie tak popularne, by móc liczyć na prawdziwy sklep "naziemny".
Zauważyłam też popularność rozmaitych wymian, swapów, wspólnego szycia i tym podobnych. gdyby się znalazło kilka osób, zainteresowanych takim wspólnym szyciem, mogłybyśmy sobie zrobić Round Robin albo zwyczajną wymianę bloczków sześciokątowych. Proszę, zgódźcie się, będzie fajnie! Ustalimy realne terminy, dogodną wielkość łatki (troszkę więcej niż jeden cal) :), a kto nie umie, ten się nauczy. Będzie można w napięciu czekać na przesyłkę i w namaszczeniu wybierać szmatki dla kolejnej osoby. To takie miłe, twórcze. A przy tym - na koniec każdy będzie miał kilka bloczków stanowiących podstawę quiltu. Ruszmy się wraz, zapraszam do zabawy! Postaram się w osobnym poście wypisać czytelnie zasady i procedurę :)

sobota, 2 czerwca 2012

Moje roślinki

Posadziłam moje roślinki do docelowych doniczek. Ponieważ moja sąsiadka z dołu zrobiła nam uwagę, że ziemia z doniczek zabrudziła jej okna i parapety, wierzch doniczek wysypałam gruba warstwą keramzytowych granulek. Powinno to ochronić przed rozchlapywaniem ziemi w trakcie podlewania czy deszczu, a przy okazji - praktyczne! - będzie ograniczać parowanie wilgoci. Doniczki nie mają dziurek odpływowych, zatem nic nie wycieknie dołem, ale i tak potrzebować będziemy podstawek, na wszelki wypadek :)
Najpierw Pani Lawenda: ta odmiana pachnie w całości, listki i łodyżki również. Nie mogę się doczekać gorącego wieczoru, kiedy zapach lawendy wypełni przed snem sypialnię!


Teraz zioła: nie udała mi się dziś wyprawa do szkółki, ze względu na pogodę. Posadziłam zatem to co mam do jednej doniczki, chyba się nie zaduszą wzajemnie? Co prawda po cichu podejrzewam miętę o takie zamiary, bo niezłe ekspansywne z niej ziółko :) Tu również keramzyt ochronny :)



Pączek Róży również ma się wyśmienicie. Na chwilę obecną ma 76 centymetrów długości: dojdę do setki.


I detal (wymiętolony detal):


Teraz jest dziesiąta

Zawsze wydawało mi się, że nie polubię audiobooków. Owszem, Pan Fronczewski odczytywał serie książek o Harrym Potterze swoim "fronczewskim" głosem w przyjemny sposób, ale zazwyczaj drażniła mnie niepomiernie afektacja w głosie lektora. Najbardziej już chyba rozjuszyła mnie jakaś "Ania z Zielonego Wzgórza", której lektorka nieustannie piskliwie wzdychała i jęczała w nagraniu. A do pornobiznesu z takimi efektami!
Zatem mile zdziwił mnie wynalazek dla niewidomych czy niedowidzących, jakim jest Expressivo. Komputerowo generowany głos jest jednostajny i nie przeszkadza w skupieniu się na treści. Owszem, zdarzają się zabawne momenty - na przykład bohater lektury mruczy do siebie "Hmm...", a komputer czyta literalnie "haemem" akcentując każdą spółgłoskę, ale to do zniesienia i nawet śmieszne.
Zainstalowałam sobie zatem próbną wersję IVONA Reader i rozważam zakup właściwej. Dwa głosy - Ewa i Jacek są przyjemne dla ucha, zwłaszcza niski alt Ewy.
I to właśnie Ewa czyta mi przy szyciu "Mgły Avalonu" i "Dwór wiejski" Karoliny Nakwaskiej. A Jacek odczytuje dla mnie "Smoczych jeźdźców z Pern" (lubię fantastykę :)). Mam zajęte oczy i ręce, a umysł może sobie błądzić w lekturze niezwykle przyjemnie :) Polecam.
A przed chwilą Ewa poinformowała mnie, że "teraz jest dziesiąta", toteż siadam do szycia.
Spokojnej soboty Wam życzę.