niedziela, 29 sierpnia 2010

Bento twins

Dwa zaległe bento.
Najpierw pudełka na bardzo długi dzień:
* duszona cukinia z cebulką i lubczykiem; rano dodałam do niej słony ser typu bałkańskiego, pocięty w kosteczki
* polędwiczki smażone, podane na zielonej fasolce; mam swoją metodę smażenia polędwiczek - zawsze robię to na suchej patelni, smażę krótko, a potem gorące podlewam octem balsamicznym i pozwalam im ostygnąć. Przechodzą słodkawym i kwaśnym aromatem octu, są pyszne i kruche. Sól i pieprz wystarczą jako przyprawy. Całość już po ułożeniu w pudełku skrapiam oliwą
* ryż okomesan po ugotowaniu zaprawiony specjalną zaprawą do ryżu stosowaną przy sporządzaniu sushi i onigiri. Mariusz bardzo lubi taki ryż, a mnie się wydaje, że octowa zaprawa przedłuża jego świeżość w pudełku :) Na ryżu posypka furikake - pokrajane nori, sezam i... chili

















I pudełka na dwie różne okoliczności, już mniej bliźniacze. Dla Mariusza na rano, a dla mnie na drugą zmianę. Jestem wówczas po obiedzie, więc nie muszę mieć tyle jedzenia :)

















* Pikantne kokardki w pomidorowym sosie - dobre również na zimno, nie pieką wówczas tak mocno w język
* panierowane smażone kapelusze pieczarek, faszerowane nadzieniem z kuskus. Ku mojemu zdziwieniu nie rozmiękły, nie straciły na smaku, chociaż pewnie lepsze byłyby ciepłe. W każdym razie - jako produkt przygotowywany wieczorem - nadają się do zapamiętania.
* surowe warzywa - marchew i kalarepka - pocięte w cząstki i zawinięte w folię. Do rana nie obeschną, przećwiczyłam ^^

* w Mariuszowym bento dodatkowo jeszcze - filet z piersi z bardzo ostrym sosem przygotowanym na bazie sambal oelek, sałatka ze świeżego ogórka (żeby przełamać pikantność) i sos do sałatki w małej plastikowej rybce.




Zauważyłam braki w moim obentowym przygotowaniu... Chciałabym mieć różnego rodzaju przekładki oddzielające różne rodzaje żywności; chciałabym foremki do onigiri - słabo jeszcze idzie mi ugniatanie ryżu, zresztą kto by nie chciał onigiri w kształcie główki Hello Kitty?
Chciałabym też małe wycinaki w różnych kształtach, do robienia na przykład rybek z marchwi. A co mi tam! zajrzę na e-bay...

I obento na jutro:



* oczywiście nieśmiertelna cukinia - kocham cukinię tak bardzo, że jadam ją trzy lub cztery razy w tygodniu. Tym razem usmażona na oliwie i podana z winegretem, oliwkami i czosnkiem.
* czerwona fasola w sofrito - ulubione danie Emilia Sandoza (przypominam - "Wróbel" lekturą obowiązkową!) - pikantne danie, pożywne i smaczne
* ryż z zaprawą, ale tym razem naturalny długoziarnisty. Sezam i nori

Myślę sobie, ze wiele z tych dań nigdy nie słyszało o Japonii - ale z drugiej strony po prostu korzystam z bogatej tradycji przygotowywania potraw i jedzenia na wynos, dostosowując ją do moich warunków. Co nie oznacza, że nie będzie w pudełkach tamagoyaki, sushi maki czy igen-no nimame z rozmaitych rodzajów fasoli.
Wraz z sezonowymi owocami i surowymi warzywami do chrupania...

sobota, 28 sierpnia 2010

Heksagonia

Brahdelt, oczywiście, ze patchworkuje się ręcznie! (Możesz sobie teraz wyobrazić, że obejmując dłońmi filiżankę z czekoladą zwracam ku Tobie twarz z wysoko uniesionymi brwiami). Ręczne szycie i fakt, że skrawki pochodzą z życia Bliskich i Przyjaciół nadaje tej pracy szczególny smak i dodaje przyjemności!
Zurie, zaraz będzie i o Twoim wkładzie, mo chridhe ^^
Kite Designer, witam i oznajmiam, że bałabym się sama pójść oglądać te rysunki. Te długie nogi zwierząt, budzik na ptasich łapach, wyraźna potrzeba ucieczki widoczna w szczegółach...
***
W sześciokątnym obłędzie, czyli Jesiennym  Ogrodzie Hikari wyraźny postęp. Akurat nadarzyło się, że przyjechała do mnie Młodsza Siostra. Para dobrych, zręcznych rąk nie może się marnować przez cały dzień, prawda? Serce boli na takie marnotrawstwo! więc Młodsza Siostra pracowicie wycinała papierowe sześciokąty, czerwone sześciokąty i naszywała jedne na drugie :) Muszę uroczyście oświadczyć, że chciałabym mieć Jej pomoc na co dzień, bardzo raźno szła nam wspólna praca...
Obecnie mam tyle:















Sporo brakuje, kolejność bloków również dość przypadkowa, ale pomału wyłania się zarys... Większość czerwonych sześciokątów zawdzięczam Zurie :)
A ponieważ mam dziś wenę, pokażę również jak to jest zrobione - i opowiem o szmatkach. Brahdelt mnie sprowokowała, a poza tym muszę Wam pokazać pewien szmatkowy sklep, w którym czasem tonę...

Jak już wspomniałam, Honeycomb szyje się ręcznie. Papierowe szablony już widziałyście, natomiast dla zainteresowanych obrazek pokazujący technikę. Pamiętajcie, że na jeden cal długości boku musi przypadać od 16 do 18 szwów.















Papierowe szablony wypruwa się po zakończeniu całej roboty, nie wcześniej. To trochę utrudnia pracę, bo bloki są sztywne, ale jednocześnie od razu widać jak ładnie się wszystko ze sobą schodzi i łączy :)
***
Jak już mówiłam, skrawki pochodzą z rozmaitych miejsc i czasów. Brahdelt, koniecznie zajrzyj do Szmatki - Łatki 
Kolekcja "Doll dresses" zachwyci Cię z pewnością. wzorki na tkaninkach są idelani dopasowane skalą do lalkowych projektów :)

piątek, 27 sierpnia 2010

Patchwork w barwach jesieni...

Musiałam. Grandmother's Flower Garden chodził za mną od dawna, po prostu musiałam spróbować. I nadarzyła się okazja :)
Hikari, która będzie malowała główkę Lisbeth zgodziła się zrobić to na zasadzie wymiany za patchwork. Bardzo się ucieszyłam, kiedy napisała, że ponad wszystko kocha jesień i za nią tęskni. Wy, moje miłe Czytelniczki, wiecie jak bardzo podzielam jej miłość. Jesień to według mnie najpiękniejsza pora roku, najsłodsza i najsmutniejsza...
Przed rozpoczęciem pracy nad patchworkiem zajrzałam do kolekcji specjalistycznych angielskich i amerykańskich poradników, które podarował mi mój Tata. To w sumie sześć ksiąg, zawierających wiedzę o każdej dziedzinie dotyczącej pracy ze ścinkami :) Bezcenny zbiór.















Grandmother's flower garden zwany jest równiez Honeycomb, ze względu na fakt, że szyje się go z sześciokątów na planie plastra miodu. A szyje się go metodą english piecing, przy użyciu papierowych szablonów przyfastrygowywanych wstępnie do kolejnych elementów.
Dla mnie szczególną zaletą tej grupy patchworków jest fakt, że szyje się je całkowicie ręcznie. Uwielbiam ręczne szycie, daje mi więc to okazję nacieszenia się tą techniką...
Mamy więc mnóstwo papierowych sześciokątów o boku długości 1 cala, mamy mnóstwo łatek skrojonych jako sześciokąty większe, z zapasem na szwy, mamy igły, nici do fastrygowania, szpilki, nożyczki, naparstek i - jak kapitan Enterprise - herbatę Earl Grey, gorącą. Naparstek to jeden z kilku porcelanowych, jaki posiadam. Lubię pracować z porcelaną - od kiedy palec mi zardzewiał w metalowym naparstku po kilku godzinach intensywnego szycia w upalny dzień :) Na Jarmarku Dominikańskim chciałam upolować naparstek z dmuchanego szkła, cieniutki i lekki, ale nie przewidzieli mojego rozmiaru ^^
Zdjęcia robiłam wczoraj późnym wieczorem, przy mojej wspaniałej robótkowej lampie z Sew-and-So (też prezent od Taty, czy też właściwie od Rodziców ), więc kolory są przekłamane bardzo mocno.















Mamy już część gotową, fajnie będzie sprawdzić, jak to ze sobą się połączy... Pierwsza nieśmiała próba:















Kilka sześciokątów później:















Mój egzemplarz dostał już imię: Jesienny ogród Hikari. Biorę się do pracy.

środa, 25 sierpnia 2010

Zauroczenie, nowe zauroczenie

Do niektórych tematów podchodzi się czasem jak pies do jeża. Ja tak mam. Huśtawka: podoba, nie podoba, chcę, nie chcę, fajne, niefajne... Tak było z lalkami Alice in Labyrinth. I skończyło się zauroczeniem. Więc pora sprzedać nerkę, żeby było na Dollstowna i AiL.
Lalki AiL są inne. Przede wszystkim wyróżnia je budowa - są masywne, tak to najlepsze słowo. Kształtne, ale masywne. Mają buzie porcelanowych lalek, mają miny osób zapatrzonych we własne wnętrze, mają charakter.

Zauroczyłam się. I skąd by tu wziąć taką kwotę...

Lalkowe buty... oczy... peruki...

W lalkarskim hobby miłe bardzo jest wybieranie dodatków. Można zatonąć w oczach, butach, kolorach peruk - ludzkich i nieludzkich... Dziś mój skromny zbiór, a potem zabieram się malowanie szafeczki do dioramy. Jednak nawet zwolnienie lekarskie ma swoje plusy, jak się okazuje.

Lalkowe buciki nieodmiennie wprawiają mnie w podziwienie, nabożne podziwienie. Stopa lalki ma 5,5 cm długości. Buciki w tym rozmiarze mają klamry, sznurówki, wkładki i stabilne podeszwy... jak to jest zrobione? Na razie mam cztery pary bucików. Dwie kiedyś sprzedałam, bo wówczas były za duże na Yan, a nie przypuszczałam, że zdecyduję się na zakup Planetdollki. Teraz trochę szkoda, prawda?


















 Z oczkami jest trochę inna sprawa. Są oczy akrylowe, uretanowe, silikonowe, szklane... Według mnie szklane oczy mają najwięcej uroku. I naturalności. Dobrze zrobione szklane oczy dość wiernie imitują wilgotny połysk żywych oczu.
W pokazywanej skrzyneczce brak dwóch par - obie są w lalkach, a nie chce mi się ich demontować. Obie są szklane. Yan ma piwno-zielonkawe, Lisbeth szare.
















Te trzy pary u góry to akryle. Zielone i lawendowe oczy pochodzą z Captured in Glass - czuję, że z tym producentem się zaprzyjaźnię na dłużej, chociaż te lawendowe będę chyba chciała sprzedaż lub wymienić. Podobnie jak żółte.
Najgorsze jest to, że zawsze chciałoby się więcej i więcej, chociaż i tak Yan ma już dobrane oczka docelowe i raczej nie będę ich zmieniać, a Lisbeth i Emily też mają określone typy kolorystyczne. Więc po co gromadzić? Nie potrafię tego wyjaśnić ^^

Zdjęć peruk nie zrobię, bo zaczęło padać i zrobiło się ciemno. Zresztą, pokazywałam je kiedyś już na bloxie.

wtorek, 24 sierpnia 2010

Planetdoll

Półtora lalki już do mnie przyszło. Nie jestem fanką robienia czegoś, co na lalkowym forum zwane jest "arrivalem", zatem oszczędzę Wam widoku rozgrzebanego pudła, foliowych strzępów i obowiązkowej mumii lalki zafoliowanej doszczętnie. folia bąbelkowa, owszem przyda się - do filcowania, więc została skrzętnie schowana. A Lalki siedzą sobie z Yan w biblioteczce. Lalki - Lisbeth jako całość i Emily w postaci bezcielesnej główki. Bez makijażu na razie, ale to się wkrótce zmieni :)
Na zdjęciu zobaczycie od razu sukienkę uszytą na zamówienie. Szyłam ją na lalkę z Dollndoll, dwa centymetry grubszą w pasie od Yan, Dwa centymetry to niewiele w ludzkiej skali, jednak w przypadku lalek... Przyszła właścicielka sukienki nosi imię Sepia, co zaważyło na kolorystyce. Na jej cześć zdjęcie w sepii :) Wszelkie dodatki też są dobrane do sukienki - szyjąc ją miałam wyraźną wytyczną: ma być jak najbardziej dopasowana do rysunkowej bohaterki stworzonej przez Zamawiającą.  Zobaczcie sami:
http://fc00.deviantart.net/fs71/f/2010/194/8/d/Sepia_by_Klaq.jpg
Nie wiem tylko, czy haleczka zostanie. Na wszelki wypadek uszyłam parę batystowych gatek ^^

 Planetdollki mają dość mocną budowę ciała. Porównajcie -

Większe stopy, większe obwody talii, bioder i biustu, o wiele większa wizualnie głowa - wizualnie, bo uszyta dla Yan moherowa peruczka leży doskonale. Nareszcie mam lalkę której mogę kupować buty :) Nawet mam już jedną parę. Te, któe kupiłam Yan są oczywiście za duże. A na Lisbeth za małe...
I jeszcze o makijażu - I Lisbeth i Emily będą rudowłose, jasnoskóre, a jedna z nich piegowata. Jedna z nich ma już kupione w Mimiwoo szare szklane oczka. Druga troszkę poczeka na piwny odcień, ten sam który nosi Yan, a który po prostu mnie urzekł.
To bardzo do siebie zbliżone rysy i główki, te moje Planetdollki, więc siłą rzeczy nasuwa się siostrzana stylizacja.

 Zobaczcie Emily: nieznacznie różny wykrój oczu, bardziej podłużny zarys warg.

wtorek, 17 sierpnia 2010

Ręcznie naszywane aplikacje i tomografia

Zawsze mnie korciło, żeby spróbować ręcznego naszywania aplikacji. We wspaniałych książkach dotyczących tematu, które przywiózł mi mój Tato miałam dość instrukcji i dość inspiracji. Więc - kontrgorset, bo na konkurs na lalkowym forum nie starczyło mi czasu. A kontrgorset to prawie jak kontradmirał :) Zdjęcie fatalne, bo wybrane przez mnie spłowiałe kolory źle się sfotografowały.


Co z tego będzie? Saszetka na nocne koszulki, które poniewierają mi się po szufladzie bieliźnianej. Nie używam ich. Nic nie używam.
***
Acha - coś mi dolega. Mam zapchane, jakby pełne ucho (środkowe ^^), strasznie uciążliwe zawroty głowy, nieprzyjemne uczucie, że gorzej słyszę, mdłości od tego nieustannego kręcenia się w głowie. I skierowanie na tomografię kości skroniowych. I do neurologa. I zwolnienie lekarskie, które mi potrzebne jak kotu drugi ogon. I zostawiłam gazelę w pracy, bo nie byłam w stanie wrócić na rowerze do domu, tak mi dokucza brak równowagi.
Robię się chyba stara...
***
Moja planetdollka została wysłana. Fajowo, prawda?

wtorek, 10 sierpnia 2010

Jestem tu.

Na razie jest różowo, w dosłownym sensie. Ale jak się dobrze porozglądam, to z pewnością zmienię tło i wygląd na ten docelowy. Żałuję teraz, że kiedy dwa lata temu zabrałam się do blogowania, nie od razu odkryłam wszelkie serwisy i narzędzia blogowe. Żal mi zostawiać na bloxie wszystko.

W każdym razie - rano przed pracą napisałam na bloxie sprawozdanie z minionego tygodnia, obficie ilustrowane :) - i zeżarło mi. Więc pokrótce...

Najpierw weekend - dzięki uprzejmości Przyjaciół spędziliśmy dwa dni w lesie nad jeziorem. I chociaż pogoda nie sprzyjała rekreacji na świeżym powietrzu, to Mariusz rybaczył sobie (jedna płotka ^^), nasi Mili oddawali się przyjemnościom ulubionego przez siebie rodzaju, a ja dziergałam chustę. Zaczęłam ją dawno temu; potem nadszedł szydłowstręt i robótka schowała się bezpiecznie do szafki. Ale w lesie, w deszczu - sprawdziła się znakomicie. Obecnie mam mniej więcej połowę z docelowej wielkości i oczywiście kończy mi się włóczka. Nie szkodzi. Ula w Zamotane dostała już zamówienie :) To będzie wielka chusta, ciepła, mięsista i frędzlasta. Żeby się zawinąć, zatulić albo narzucić romantycznie na ramiona.