poniedziałek, 28 września 2015

Jabłonie



































Buła i spóła, czyli my się zimy... nie możemy doczekać :)



Jestem tak okropnie przeziębiona, jak mi się od grudnia nie zdarzyło. Przyczyny, jak mniemam, są dwie: zmokłam do nitki wracając z pracy, a także stale wybiegałam od kuchni do ogrodu, a to po dynię, a to po parę jabłek... w efekcie kicham, prycham, wzbudzam obrzydzenie w kotach i prokuruję hałdy chusteczek. Jak to dobrze, że takie miłe duże kartony z miękkimi chusteczkami produkuje Rossmann!
W każdym razie chciałabym Was zaprosić dziś na przegląd spiżarni :) Chciałabym również bardzo dowiedzieć się, co u Was się przetwarza i pakuje do słojów, flaszek i zamrażarek! Mam bowiem nadzieję, że zwyczaj ten jest powszechnie kultywowany i że domowe receptury na smakołyki nadal żyją :)
Poniżej poglądowe spojrzenie na mój piwniczny regalik.
Piwnica jest bardzo brzydka, ale - jest i chwała jej. Dzięki niej mogę zmieścić pełno chutneya z jabłek, mocno pikantnego; mam miejsce na powidła śliwkowe i porzeczkową konfiturę, na paprykę marynowaną i paprykowe leczo. I przepyszne maliny z antonówkami, dżem, który rozświetli nam zimowe śniadania!
W tej spiżarni nie ma natomiast... ogórków kiszonych. Wiem, ze to przetworowa podstawa, świętość i w ogóle, ale nie mam źródła dobrych, niepestycydowanych i nienawożonych ogórków. A od czasu, gdy małosolne wybrały się samowolnie ze swego słoja na zwiedzanie kuchni; odkąd cała partia ogórasów skisła zamiast się zakisić - po prostu ich nie robię. I podbieram Mamom :)






Przepisy gromadzę z różnych źródeł: leczo i keczup cukiniowy z Jadłonomii; jabłeczny chutney z przepisu w najnowszej Werandzie Country; powidła - z tradycji ogólnokrajowej :) Kiedyś więcej wymyślałam, łączyłam smaki. Teraz cieszę się po prostu robieniem tego, co lubię. I tylko żałuję, że nie usmażyłam w tym roku konfitur wiśniowych wedle recepty mojej Babki Anny - jakoś tak skoncentrowałam się na jedzeniu wiśni i nie wyszło :) Ale jest jeszcze troszkę miejsca na regale, pewnie zrobię jakąś marynowaną czerwoną kapustę, bo ją szalenie lubię :)


I co, podzielicie się ze mną przepisami - do wykorzystania na przyszły rok?
Aha - buła i spóła też są :) Kanelbullar czyli bułeczki cynamonowe, mocno maślane, to mój ulubiony wypiek drożdżowy. Mniam, zobaczcie, jak ładnie sobie rosły!

poniedziałek, 21 września 2015

Gruszki na wierzbie...

O gruszkach na wierzbie słyszał każdy. Ale dynia na tui jest tylko jedna :p


A dodatkowo - czy to owoce opuncji? Nie, to ogórki :) Ze świeżego, nocnego zbioru, bo nocą ogórki zwijają liście do snu i łatwo je wyłapać!


sobota, 12 września 2015

Agafia Jermakowa, Syberia

Kosmetykowe blogerki, włoso - i ekomaniaczki wałkowały w blogosferze temat rosyjskich kosmetyków już tak dawno, że nikt o tym nie pamięta :) A ja dopiero zaczynam!
W każdym razie, jak zawsze pomógł przypadek, dzięki któremu przeczytałam na blogu pewnej gdańszczanki, że niedaleko mnie jest mały kiosk oferujący kosmetyki Pervoe Reshenie. A że po drożdżowej masce Babki Agafii odczuwałam pewien niedosyt, wyprawiłam się do tego kiosku wczoraj przed pracą :)
Babuszkę Agafię poznacie z obrazka na logo marki. O, proszę - zacna starsza dama, budząca zaufanie, pewnie zna się na swojej robocie :)


Kwota gotówki, jaka przy sobie dysponowałam, nie pozwoliła mi zaszaleć. Nie kupiłam serum do twarzy, chociaż chciałam; nie kupiłam czarnego mydła węglowego, bo go w ogólności nie było ;), a także nie kupiłam szamponu, bo jeszcze mam morelowy z Alterry.
Ale za to kupiłam balsam do włosów i saszetkę peelingu do ciała. Tu też zagadkowa historia, bo chciałam kamczacki, a z niewiadomego powodu poprosiłam o ziołowy. Dystrakcja całkowita.


Mierząca 600 ml pojemności butla zawiera w sobie balsam Regenerujący nr 2 na brzozowym propolisie. Kosztowała mnie 18,99 zł i uważam te pieniądze już po pierwszym użyciu za trafnie wydane. Włosy są miękkie i lekkie, gładkie i przyjemne w dotyku. Balsam został przez nie po prostu "wypity", prawie nie było co spłukiwać! Skład jest imponujący, pojemność takoż, dam wam więc po zużyciu całej butli znać, czy pierwsze wrażenie było słuszne i czy utrzymało się w trakcie stosowania.

Rzecz druga, zapakowana w dość śmieszna saszetkę z zakręcanym korkiem, to peeling ziołowy. Jego działanie opiera się częściowo na mielonych ziołach, a częściowo na polietylenowych granulkach, jednak dla mojej skóry, nawykłej do domowego kawowego zdzieraka, ten kosmetyk był po prostu za delikatny! Ot, żel do mycia po prostu, ładnie pachnący i glutkowaty w dotyku.
Zdecydowanie wykreślam z orbity zainteresowań :)

A teraz czekam na dostawę Mydła Północnego z Natura Siberica tegoż samego producenta.
Wklejam wam filmik o tym mydle. Zauważcie przy tym, jak ładna i jak zabawna jest reklamowa modelka :)