sobota, 27 października 2012

Rok temu

Rok temu pokazałam swoją pierwszą naprawdę udaną czapkę. Kilka dni później - pierwszą trójkątną chustę, najprostszą i wdzięczną. A teraz? Zrobiłam pierwsze rękawiczki, pierwszy ażur.
Zamówiłam pierwsze "górnopółkowe" włóczki i druty.
Przepadłam. Obecnie kończę tajnego "Saroyana", chociaż być może będę pruć by zrobić nieco dłuższy. Moje pierwsze ażurowe listki.
A w poniedziałek oczekuję przesyłki z wloczkowo.pl
Trwa tam alpacza promocja, toteż zamówiłam na próbę dwa kłębuszki rudej alpaki na Traveling Woman.
I coś czuję, że z alpaczej promocji skorzystam jeszcze przed jej końcem. Tyle jest ślicznych włóczek na świecie...
:)

sobota, 20 października 2012

Chusteczka

Kochane, dziękuję za komplementy dla Multnomah!Postanowiłam ubrać ją w poniedziałek do pracy, zobaczymy, czy  "przejdzie", czy faktycznie pójdzie do gara z farbką :)

Z włóczki Titanic, o składzie 80% wełenka i 20 % nylon wydziergałam sobie wspomnianą wcześniej chusteczkę i czapkę. Dziś od rana się blokują, a kot na razie przyjmuje z większą godnością niemożność wejścia do sypialni.

Zdecydowanie jest to chusteczka - ma 140 cm  rozpiętości i 57 cm wysokości. Zmęczyłam się też przy blokowaniu, bo zdecydowanie nie jestem mistrzem w tej dziedzinie, ale już się suszy. Ma chłodny odcień lodowca w słońcu :)


   
No cóż, najwyraźniej powinnam pójść do sypialni i poprawić te krzywo ponapinane oczka, ale czy to coś da? Widzę też, że oczko środkowe nie jest w najlepszej kondycji - cóż, poprawię się przy następnej okazji :)
Teraz... Saroyan. Pierwsze listki ażuru :)

piątek, 19 października 2012

Najlepsza miejscówka na urlop...

Naprawdę najlepsza: temperatura przekraczająca 39 stopni, wygodne miejsce do leżenia - bajka, prawda? I żeby tylko nie ten antybiotyk :p
W każdym razie podniosłam się po chorobie, nic mnie już prawie nie boli - ani uszy, ani gardziołko, antybiotyk w końskiej dawce zjedzony do końca.
Teraz grzeję się pod moją wierną Creamy, dziergam leniwie i jem naturalne jogurty w dużej ilości.
Chusta Multnomah stała się moją porażką. Nie, nie dlatego, że nie udało mi się okiełznać wzoru - udziergałam ją do końca, zblokowałam i doszłam do wniosku, że te kolory zupełnie do mnie nie przemawiają. Lubię dwa spośród nich: turkus i szarość, dwa pozostałe są zupełnie zbędne. A przy tym - cóż - za krótkie odcinki każdego koloru :( Blokowanie też było wyzwaniem, to moje pierwsze. Ale po wyschnięciu trzyma się jakoś.



Oczywiście kocica skorzystała skwapliwie z faktu, że pościel na czas blokowania została zwinięta w tobół i jest takie miłe miejsce do wykorzystania. Jakież było zatem jej zdumienie, gdy została po upięciu wszystkich szpilek na cały dzień eksmitowana z sypialni? Pękałam ze śmiechu widząc, jak "śpiewa" pod zamkniętymi drzwiami :)

Najogólniej rzecz ujmując - nie jestem tak zachwycona, jak sobie obiecywalam być. A przecież to dobra, miła wełenka :( Nosić będę, owszem, bo lekkie te i chyba ociepli ramiona na przykład na biurowych posiedzeniach. Ale z takich nijakich pasków prawie się wyleczyłam ^^ *
Na drutach obecnie kończy się inna chusta, zaczęta jeszcze w lutym w Norwegii. Też dodałam jej ażurowy brzeżek i dorobiłam kolejną Poppy do kompletu, do noszenia "od zaraz".

* szanowne koleżanki "po drucie" z pewnością wiedzą, co to znaczy "prawie" - czyli do momentu, gdy jakiś kłębek wpadnie w oko i nie ma zmiłuj, trzeba go zdobyć :)

poniedziałek, 8 października 2012

Turn a square

Marisol, a jakiego to klubu barwy masz na myśli? My tu w Trójmieście mamy jeszcze do wyboru żółto - niebieską Arkę Gdynia, ale raczej nie chodzi się po Gdańsku z takim szalikiem i wszystkimi zębami ^^

Brahdelt - święta prawda z tym apetytem, ale od kiedy zdecydowałam z rozmaitych dziedzin wybrać tylko ręczne szycie i dzierganie, jakoś mam mniejsze wyrzuty sumienia finansowego wydając pieniądze na włóczki. Może dlatego, że się już nie rozdrabniam?

Dziś debiut w dziedzinie męskiego dziergania użytkowego. Wczoraj skończyłam Turn a square, Mariusz przymierzył i oboje jesteśmy zadowoleni. Dziergałam z norweskiego Falka Dalegarn i ze zdziwieniem skonstatowałam, że następuje zaskakująca różnorodność w obrębie, hmm, jednego gatunku wełenki. Co mam na myśli - otóż szara wełenka jest jak mięsisty aksamit, po prostu welurowo przesuwała się w palcach i na drutach. Jest miła do tego stopnia, że wychodzącemu na nocną zmianę Mariuszowi zapowiedziałam, że będę pruć i dziergać na nowo dla samej przyjemności dotykania jej. A bordowa dla odmiany skrzypiała pod palcami, rozwarstwiała się i nawet wydawała się minimalnie cieńsza, chociaż to może tylko złudzenie? W każdym razie - po przeliczeniu oczek ze wzoru na realnie istniejącą głowę czapka wygląda tak:

I rzut oka na tytułowy kwadracik:

Poza tym czapkę można złożyć według linii zmniejszeń -


Zatem w planie kolejna, granatowa również z dalegarnowego Falka, z bordowym norweskim wzorem (bo bordowej zostało mi z pół kłębka). Wiecie, rozgwiazdy jakieś ułożę w rządek :) Mariuszowi bardzo się podoba.

sobota, 6 października 2012

Urlop i Revontuli

Moja chęć zmierzenia się z drutami mnie samą przeraża :) Multnomah zatrzymała się na razie na 9 powtórzeniach wzoru i oczekuję na brakujący kłębuszek. W kolejce zaś mam następujące projekty:
po pierwsze czapka dla Miłego wedle projektu Jareda Flooda - Turn A Squar. Zaskakująco prosta i urodziwa.
Po drugie - kolejna Poppy i kolejna Multnomah, to oczywiste.
Po trzecie - Revontuli. Samo słowo wywołuje u mnie dreszcze - od długiego czasu podziwiam przepiękne szale wykonane wedle tego wzoru i wręcz mnie korci, by już, już nabrać oczka i dziergać. Ale nie. Na razie czytam schemat, sprawdzam czy rozumiem, oglądam włóczki. Z całą pewnością kupię którąś z Aade long, bo zachwyca mnie farbowanie tej wełenki - same zobaczcie, jakie zdjęcia podkradłam z e-dziewiarki:
A może wełenka z Gritty Knits?
Prze-ślicz-na. A w dodatku w tym sklepie można kupić Merinozaura. Słowo daję, same zobaczcie - klik!

Na urlopie nudzić się nie będę, z całą pewnością.

czwartek, 4 października 2012

Włóczki, wełenki, kłębki.

Dedykowane Brahdelt ~^^~
Najnowsze nabytki w mojej włóczkowej menażerii:
Kłębki Knit Picks, z których dziś napoczynam szalik kibica, biało - zielony, Le-chia-Gdańsk!, może i na czapkę starczy?:

I Alize Cashmira, miłe i mięsiste, już z myślą o gwiazdkowych upominkach:
Ja to jestem Mistrz Fotografii jednak. W każdym razie - one są oliwkowe, cieniowane. Ze zdjęcia raczej nie można tego wywnioskować.

A mam jeszcze w odwodzie kłębuszki z norweskiej pasmanterii, do których czasem przykładam policzek, pomiętoszę i z czcią odkładam do zabezpieczonego przed kotem i kurzem pudła. Tak sobie myślę, że gdybym tu w Gdańsku poszła do pasmanterii i pokazała na próbę Baby Alpakę z jedwabiem, prosząc o coś podobnego, to panie by chyba pomdlały. Ostatnio, kiedy kupowałam moteczek Eliana, zapytałam o druty wymienne i nawet pokazywałam swoje (gdyż akurat miałam je przy sobie). Ale tylko przyjrzano się mi jak nieboskiemu stworzeniu, toteż poszłam sobie w swoją drogę. A to i tak lepiej zaopatrzona pasmanteria spośród gdańskich...


Jesienne maczki

Przeziębienie okazało się zapaleniem uszu. Obustronnym. Moja Koleżanka z siostrzanego kina, dyrektorka tegoż zresztą, skwitowała to krótkim "stres z ciebie schodzi", niemniej jednak na trzy dni lekarz skierował mnie na zwolnienie. W piątek przed urlopem wrócę jeszcze do pracy, powykańczać różne sprawy; teraz jednak, wystraszona stanem uszu przygotowała sobie czapeczkę. Wzór? Najmilszy z możliwych, na który czaiłam się przez rok, bojąc się rzędów skróconych i wzdychając do kolejnych pieknych egzemplarzy.
Aż tu, przeglądając archiwalne wpisy u Effci znalazłam proste objaśnienie. Coś zaskoczyło, "robaczek doszedł do jabłuszka", jak powiada jeden z moich kinowych znajomych i...
Mam. Moja własna Poppy, nawet czerwona :) na wspaniałej formie czapniczej, która wygląda jak portowy pachołek ^^

Kombinuję do niej ozdobę w postaci sześciopłatkowego kwiatka, ale więcej pruję, niż dziergam, bo nie opanowałam jeszcze ładnego zmniejszania po trzy oczka na raz. Ale dojdę do tego, nie martwcie się.

Włóczka to Red Heart Fina, troszkę podgryzająca, ale wełenka bez domieszek.
A przy okazji - rozpoczęłam rozbudowywanie mojego KnitPro-wego limitowanego zestawu, który nie wiedziec czemu nie posiada drutów nr 3. Toteż nabyłam drogą kupna i zamierzam co miesiąc coś "dobywać". Zobaczcie - ładne, prawda?

Hm, guzik widać, prawdę mówiąc. Ale ta ich tęczowość mnie urzekła. Są przy tym inne w dotyku, mniej śliskie niż te z różanego zestawu.
A na koniec jeszcze jedna Poppy, z Rozetti First Class, dla mojej małej Brataniczki. Nie ostatnia, coś czuję ^^ i trochę krzywo umieszczona na tym słupku, no, ale on nie przewiduje rozmiaru niespełna dwuletniego dziecka, toteż naciągałam. Moja Mama szyje - lub już uszyła - dla Juleczki kombinezony wymagane w norweskich żłobkach (tam dzieci niezależnie od pogody przebywają dużo na powietrzu) i chyba dopasowałam się kolorystycznie. Kombinezony są bowiem zielono - fioletowe, fajnie (bo nie różowe, nie cierpię różu na małych dziewczynkach. Dzieci powinny nosić czerwony, żółty, zielony, niebieski - same żywe barwy!) No!