niedziela, 14 listopada 2010

Nadal sześciokąty.

Tego etapu pracy byłam bardzo ciekawa. Cały wierzchni bryt skończony, zatem pora była wydobyć papierowe szablony. Praca ta zajęła mi równo dwie godziny. Cierpliwe wyciąganie fastrygi i odkrycie, że nie naruszyłam igłą podczas szycia żadnego papierka. Fiu, fiu...
Narzędzie, które bardzo mi pomogło w tej pracy to kostka hafciarska. Moja wykonana jest z kości morsa i pochodzi z Kamczatki. Dawno, dawno temu kilka rzeźbionych szydełek i właśnie tą kostkę dostałam w prezencie. Są znacznie starsze niż ja, ale wygodnie się nimi pracuje. Ciekawe, czy faktycznie na Kamczatce je wykonano?
I na koniec:
Podobno sześciokąty można wykorzystać powtórnie. Hm... moje są tak pomiętolone, ze wolę pracowicie wyciąć nowe. Kiedyś, dawno temu używano do tego celu gazet, okólników, listów reklamowych. Zostawiłam sobie jeden Glamour na ten cel. Niechże będzie z niego pożytek.
Teraz pikowanie. Wybrałam technikę sashiko, zaraz zaczynam.

1 komentarz:

  1. Piękne rzeczy tutaj robisz i widzę, ze jesteś kobietą wielu pasji, mam podobnie. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń