wtorek, 15 października 2013
Wydziergałam dwa swetry :)
Ale w rozmiarze laleczki, więc się nie liczą, jak sądzę. W każdym razie na dziś miałam zaplanowane szycie i dzierganie... i od rana ślęczę nad powieściami Orsona Scotta Carda. Zamierzałam sobie tylko odświeżyć w pamięci "Grę Endera" przed listopadową premierą i nieoczekiwanie znalazłam dużo goryczy w smaku tej powieści. Lubię gorzki smak, pożarłam ją więc i zagryzłam "Mówcą Umarłych". Teraz pochłaniam "Ksenocyd".
Swetry powstały jako element garderoby pewnej panny, znanej Wam już z wcześniejszego wpisu. Frajda płynąca z szycia i dziergania takich małych rzeczy jest ogromna!
Teraz parę zdjęć i wracam do książki.
Aha, niebieski jeszcze przed blokowaniem :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pewnie, że się liczą. I to prawda, malutkie rzeczy sprawiają wiele frajdy:-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNo więc: mylisz się! Liczą się tym bardziej. W mianiaturze nie tak łatwo jest zrobić podkrój czy idealny raglan! Liczą się podwójnie!
OdpowiedzUsuńjakie słodkie;)
OdpowiedzUsuńjakie słodkie sweterki :)
OdpowiedzUsuńPrzeurocze!
OdpowiedzUsuńJak to się nie liczą?!... Sweter jest sweter! *^o^* I sukienka, jak widzę. ^^
OdpowiedzUsuńUwielbiam Carda! Już latem zabrałam się za ponowne czytanie "Gry Endera" i pozostałych. Ze zdziwieniem odkryłam "Cień olbrzyma" - też ciekawa, dalsze losy dzieci ze Szkoły Bojowej.
OdpowiedzUsuńA znasz "Zagubionych chłopców"? Dla mnie to jedna z najlepszych powieści Carda.