Poszłam tylko po zamek do nowo szytej sukienki, serio. No i po metr lamówki do wykończenia odszycia dekoltu. Nabywszy - grzecznie wracałam do domu, gdy diabeł mnie podkusił i wlazłam do "lumpa". Przepuściłam w tymże lumpie całe 12 złotych, bo więcej nie miałam - na tkaniny. Czy to nie piękne?
Kupiłam dwa metry patchworkowej bawełenki w kolorze gorzkoczekoladowym w różowe i fioletowe żabermargi (nie pytajcie mnie, co to żabermargi, to słowo funkcjonowało z moim rodzinnym domu na określenie... żabermargów właśnie i nie umiem go wyjaśnić :p) Odłożyłam też kawał bawełny we wściekłe tulipany... z braku funduszu :) i wrócę po niego dziś.
Kupiłam też 70 cm czarnej wełny, pięknej tęgiej czarnej wełny, ach! na spódnicę. Co z tego, że zimową? Winter is coming! a prosty klasyczny fason jeszcze się nikomu w szafie nie zestarzał. Tkanina wygląda trochę jak mundurowa, jakby z brytyjskiego policjanta :)
Z tą wełną to mam problem: ma na brzeżku tkany napis: ALL WOOL HERBED, zobaczcie:
Kiedyś kupiłam taką z napisem "all wool worsted", ale to było jasne. A "herbed"?
***
Sukienka tymczasem... wykrój na prostą kieckę bez rękawów, w stylu lat 50-tych wzięłam
z peppermintmag.com
Fatal error, prawdę mówiąc. Fatal fatal. Żeby dobrze wyglądać, trzeba by mieć tors długi do kolan i piersi
w talii... Po ciężkim modyfikowaniu, przewidującym podniesienie szczytu zaszewki o 7 cm i podcięciu przodu i tyłów o 5 cm uzyskałam... wór. Z wzorkiem. Na pomoc przyszła mi moja wspaniała Mama, która przez skype, zdalnie sterując moim Mężem wyznaczyła, ile jeszcze trzeba uciąć, zebrać, podnieść. No i od tego wszystkiego chyba da się tę sukienkę jeszcze uratować. Wzór bardzo stosowny; w palmy wielkanocne czy coś.
A wiecie, co najlepsze? Tkaninę (tę i kilka innych) mam po świętej pamięci Pani Babci jednej z koleżanek
z pracy. Niech zatem trwa pamięć zacnej donatorki, Pani Babci Jadwigi!
Czarna bawełna będzie sukienką - myślę, że zrobię jej podszewkę z tej różowej etaminki, to ograniczy ilość widocznych szwów (nie mam overlocka, nie cierpię zygzaka, a mój lamownik wczoraj pokazał rogi i zbestwił się.) Groszki i rzucik dadzą bluzeczki, a kora w łączkę stanie się spodem patchworka - jest wąska, ale to długi kawałek :)
I na koniec cała reszta. Mam duże zapasy, naprawdę duże. Szalone! Cała sterta szmat i to jest suuuper. Jest co psuć :)
No, a teraz możecie mi zazdrościć :)
pokaż sukienkę, kiedy będzie skończona :)
OdpowiedzUsuńPokazałam. Niedługo druga :)
UsuńMówisz tors do kolan i piersi w talii? To by było ciekawe :D Podoba mi się ten materiał w żaber... coś tam ;) Swoją drogą, niezłe określenie :D
OdpowiedzUsuńMnie się też podoba ta tkanina. Na razie... odpoczywa :)
UsuńPokaż sukienkę! Ja niestety nie mam takich zdolności a szkoda;p
OdpowiedzUsuńZa to masz inne zdolności :*
UsuńMam nadzieję, że wróciłaś po te tulipany! *^o^*
OdpowiedzUsuńŚliczne te Twoje materiały, oczywiście, że zazdroszczę, chociaż, kobieto, nie wiesz, co to są duże zapasy materiałów!... I nie mówię o sobie, ale np.: o Kristie z Australii, zobacz jej szafę z tkaninami: http://loweryourpresserfoot.blogspot.com/2013/03/the-great-stash-cover-up.html ^^*~~
Nieważne, co to "herbed", napisali "imperial no.1" a to na pewno znaczy coś dobrego! *^v^*
Melduję, że wróciłam.
UsuńA co do zapasów - nie będę się oczywiście sprzeczać, ale moje mieszkają ze mną w maleńkim mieszkanku, a nie w pracowni. Ale jeszcze przyjdzie czas... :p
Gdybym tych materiałów nie kupiła, pewnie bym bardzo żałowała. Najbardziej od szycia ubrań do tej pory odstraszał mnie koszt tkanin. Żal mi było kupić kawałek z kilkadziesiąt złotych i popsuć. Teraz mogę ćwiczyć do woli.