sobota, 7 września 2013

Jak było na Sopotello...

Zacznijmy od tego, że było tydzień temu.
Niestety ruchu nie było wcale, wybrałyśmy z Przyjaciółką niefortunnie 31 sierpnia, a więc dzień w którym ludzie kupują trampki i zeszyty, nie zaś rękodzieło. Nie szkodzi! Dzięki temu mogłyśmy ugadać się do syta, opłata została naliczona nam "na spółkę" i poznałyśmy kilka miłych osób. Sprzedałam tylko zeszycik na igły :)
Moje wrażenia: powinnam mieć tabliczkę "Uwaga, sprzedawca gryzie". Od sztucznego uśmiechania się do pań wygłaszających mądrości w rodzaju "komu się to chce szyć" (wiadomo, zniewolonym skrzatom w loszku), od zgrzytania zębami na paluchy miętolące moje wypieszczone szmatki... wiem, w ten sposób nie sprzedam niczego.
Zdjęcia mam tylko z FB, gdyż mój Mąż pojechał dziś do Łodzi oglądać targowisko rozmaitych gratów i powiózł ze sobą aparat.


Niestety, jako mistrz fotografii musiałam po prostu ująć te nieszczęsne szmaty po stołem. Ale że nie były moje, to nie śmiałam tknąć... Te jasne obok, to przeniesione na tkaninę grafiki mojej Przyjaciółki.
I od strony kramarza :)

Tak, tak, to Dendrology. Jestem w połowie ostatniego rzędu listków. Nie sądziłam, że uporam się z tym wzorem samodzielnie - a tu niespodzianka. Nawet udało mi się naprawić kilka błędów!

2 komentarze:

  1. nie ma to jak konstruktywne komentarze :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlatego ja nie biorę udziału w targach, bo zaczynam gryźć takich komentujących i nawet jednej rzeczy bym nie sprzedała. *^v^*

    OdpowiedzUsuń