Przepis na pasztet jest prosty i nie zabiera nam wiele czasu w przygotowaniu.
Ingrediencje:
- opakowanie czerwonej soczewicy - ja najchętniej kupuję czerwoną formy Florpak, ale każda czerwona, np. połówki, się nada. Ostatnio kupowałam opakowanie ważące 400 gramów i trochę z tego poszło do zupy, a reszta na pasztet
- duża cebula, drobno pokrojona
- ząbek czosnku, drobno posiekany
- jajko
- bułka tarta
- dwie czubate łyżki przecieru pomidorowego
- oliwa do smażenia
- masło do wysmarowania foremki
- ulubione przyprawy: pieprz czarny i ziołowy, gałka muszkatołowa, sól, zioła - co wolicie. Dla mojego języka najlepiej pasują do soczewicy wszelkie wonności orientu, między innymi wielokrotnie wychwalana mieszanka z płatkami róż oraz pikantne chili
- opcjonalnie - czerwona czy żółta papryka, pokrojona w kosteczki, sezam, słonecznik, dynia
Soczewicę namaczam. Wiem, że czerwonej namaczać nie trzeba, ale i tak to robię, chociaż pół godziny. Gotuję do miękkości, solę pod koniec. Odcedzam na sicie, bo gotuję w dużej ilości wody, chociaż spotkałam się z poradą, by gotować w proporcji 1:2 aż soczewica wchłonie cały płyn. (Mało to prozdrowotne, ale pewnie bym przypaliła, zagapiwszy się w książkę :)) Studzę. Soczewica pięknie się rozpada i nie trzeba miksować.
Smaruję foremkę - keksówkę 12 x 25 cm masłem, wysypuję tartą bułką. Nagrzewam piekarnik do 200 stopni (z termoobiegiem mniej)
Przysmażam cebulę na ciemnozłoto, dorzucam czosnek i paprykę, jeśli tak postanowiłam. Duszę chwilę, by warzywa porządnie zmiękły, dodaję je do soczewicy. Wbijam jajko, dodaję przecier (poprawia kolor i smak również), solę, pieprzę, przyprawiam i stabilizuję bułką tartą. Masa ma być jak na mięsny pasztet, średnio tęga :) ale nie płynna.
Przekładam do formy, obsypuję ziarenkami - i wkładam na godzinę do pieca. W tym czasie oglądam cudze patchworki, szale i lakiery do paznokci :) Albo Star Trek.
Studzę w piecu, żeby nikogo nie kusiło :) Za prędka próba wyjęcia z formy skończyła się kiedyś pęknięciem wzdłużnym i pozostaniem części pasztetu w formie, toteż teraz piekę wieczorem i do rana sobie stygnie.
Pasztet jest upieczony, kiedy odstaje od brzegów formy. To działa :)
Z ciemnej soczewicy też piekłam, a jakże. Ale zmiksowałam ją mocno "żyrafą" - no i nie miała tak ładnego koloru.
Smacznego.
A na deser - tarta z porem, szpinakiem i serem typu feta :) na kruchym spodzie graham. Przepis na życzenie, ale muszę dopracować przyprawy i wykończenie.
Dziękuję za przepis! Star Treka mam, resztę składników się dokupi, już mam pomysł na małą modyfikację smaku. *^o^*
OdpowiedzUsuńa byłam przekonana, że pokazywałaś pasztet mięsny. a tu psikus :)
OdpowiedzUsuńmniam, mniam! muszę spróbować, niech no tylko piekarnik nabędę.
OdpowiedzUsuń