Dziś bardzo krótko:
Alpaka ma się dobrze, chociaż nadal nie pałam do niej jakąś wielką miłością. Owszem, kolor wybrałam dobry, ładna jest ta złocista rudość, ale śliskość doprowadza mnie do szału. Mam ręce długie jak orangutan; zauważcie również, jak fasonowo zapięłam sweterek dwoma drutami bambusowymi numer 3,25 :)
Jeden rękaw jest na ukończeniu, właściwie za chwilę zrobię ostatnie przełożenie warkoczy, kilka rzędów i zamknę oczka. Wybrałam też guziki - małe, czarne i połyskliwe jak żuczki.
Głowy nie pokazuję, gdyż mam na niej ręcznik - swoją drogą dobrze dobrany kolorystycznie,
w jaśniejszym odcieniu oranżu :)
Drugi sweter jest również na rękawowym etapie: robię dwa naraz, więc tu tym bardziej mam wrażenie, że fajnie byłoby mieć ręce jak tyranozaur, wiecie, takie małe krótkie łapki...
W każdym razie przedstawiam progres jagodowego sweterka. Kolor udało się złapać dość wiernie... prawie. Jak już skończę, to przede mną jeszcze zszywanie, ponoć najbardziej uprzykrzona czynność dziewiarska. Zobaczymy...
wtorek, 4 listopada 2014
poniedziałek, 3 listopada 2014
Królik w paski :)
Czarno - biały królik, a raczej królicza angora w malutkich kłębuszkach. Własnie ją ukończyłam, więc na zdjęciu widać resztki z przycinania pompona, bo i pompon jest na czubku. Czapka zwisa luźno, jest mięciutka, leciutka, puchata. Filiżanka herbaty pasuje do niej wspaniale :)
niedziela, 2 listopada 2014
Wszyscy piszą o Yankee Candle
Tak, opowieści o zapachach Yankee Candle wszędzie pełno, wyglądają z każdego bloga, więc i ja postanowiłam wtrącić swoje trzy grosze, skoro te własnie zapachowe świece dużo znaczą w klimacie mojego domu.
Moje upodobania w kwestii zapachów są proste i niezmienne: lubię orientalne, korzenne klimaty; lubię wonie pieczenia i przypraw. Nie lubię sztucznej woni truskawek, ciasteczek, owoców tropikalnych i syntetycznej wanilii... ale podobają mi się niektóre dziwaczne zapachy, takie jak November Rain czy Cranberry Ice.
Kominki do topienia wosków mam dwa: większy i mniejszy, niespecjalnie piękne, ale funkcjonalne.
Moim faworytem od ubiegłego roku jest Vanilla Chai, zapach wcale nie waniliowy, a mocno korzenny i aromatyczny, z nutą palonego drewna w tle.
No, idę sie lenić przedobiednio, a wam zostawiam muffiny: melasowe i kukurydziano - jabłkowe. jak zwykle przepis z "Moich Wypieków". Mam cztery małe hokkaido, chyba spróbuję sił w upieczeniu dyniowego sernika z przepisu Doroty :)
Moje upodobania w kwestii zapachów są proste i niezmienne: lubię orientalne, korzenne klimaty; lubię wonie pieczenia i przypraw. Nie lubię sztucznej woni truskawek, ciasteczek, owoców tropikalnych i syntetycznej wanilii... ale podobają mi się niektóre dziwaczne zapachy, takie jak November Rain czy Cranberry Ice.
Kominki do topienia wosków mam dwa: większy i mniejszy, niespecjalnie piękne, ale funkcjonalne.
Moim faworytem od ubiegłego roku jest Vanilla Chai, zapach wcale nie waniliowy, a mocno korzenny i aromatyczny, z nutą palonego drewna w tle.
No, idę sie lenić przedobiednio, a wam zostawiam muffiny: melasowe i kukurydziano - jabłkowe. jak zwykle przepis z "Moich Wypieków". Mam cztery małe hokkaido, chyba spróbuję sił w upieczeniu dyniowego sernika z przepisu Doroty :)
poniedziałek, 20 października 2014
Kocham jesień!
Kocham jesień (i zimę) - i doskonale wiem, że to nie jest popularna postawa. Opowiem wam więc, jakie są moje jesienne umilacze, które i Wam być może uprzyjemnia tę dla wielu osób uprzykrzona porę roku :)
Podzieliłam sobie te pomoce na kategorie. Zapraszam :)
1. Frank Sinatra i Ivona. Serio. Jesień dla mnie brzmi aksamitnym głosem Sinatry. Im bliżej grudnia, tym więcej też Deana Martina. Głosy tych panów idealnie pasują do szarówki, światła świec, cydru i herbaty. I szycia lub robót na drutach. Ivona Ewa towarzyszy mi cały rok, ale jesienią jest więcej Marion Zimmer Bradley w użyciu. Można rzec, że im więcej liści na ulicach, tym częściej wyprawiam się do Avalonu. To taka moja tradycja chyba od liceum, że zimową porą zawsze czytam na nowo wszystkie powieści z tego cyklu...
A co do Sinatry - kilka dni temu dostała w prezencie od Taty czteropłytowy album Sinatry "Quadromania", jazzowo - smutny, nostalgiczny; melodyjny, jak ze starego kina i zadymionej kawiarni jednocześnie. Już go pokochałam!
2. Świece. Tego nigdy dość! W Ikea kupujemy duże i małe tealighty oraz proste białe świece, doskonale pasujące do naszych mszalnych, cynowych świeczników. Świece palą się jak dzień długi, a do tego wspieram się woskami zapachowymi od Yankee Candle. Mam swoich zapachowych faworytów, ale mam też takie zapachy, które zapalam wtedy, gdy Mariusza nie ma w domu, gdyż wywołują u niego ból głowy. Na co dzień świece zapalam w przezroczystych świecznikach wstawionych do naszego kominka. Nie lubię zapachu biopaliwa, toteż nieczęsto "rozpalam" nim w kominku... świece są lepsze :)
Czasem skuszę się też na świece blokowe, ale one zwykle dobrze wyglądają krótko po zapaleniu, potem rozpływają się w sposób niekontrolowany. Ale co tam, ciepłe światło najważniejsze :)
Z zapachów Yankee Candle preferuję te korzenne. Moim faworytem jest Vanilla Chai, w której wcale nie ma wanilii, są za to mocne przyprawy, dym z palonego drewna i zapach herbaty. Lubię tez Home sweet home; Kitchen Spice; Sparkling cinnamon (mieszka w mojej szafie ^^) i November rain, pachnący dymem, liśćmi, deszczem i dobrą wodą kolońską :) Zimą wrócę też do Winter wonderland, o zapachu mrozu i iglastego drzewka.
3. Zajęcie dla rąk. To wiadomo, ja tam zawsze muszę coś w tych rękach mieć. Od niedawna oprócz szycia i dziergania wprawiam się w pieczeniu, a wczoraj od Mamy dostała wałek do springerle, tradycyjnych niemieckich ciasteczek świątecznych. Zamierzam tego wałka użyć do ciastek speculoos, które zawisną w tym roku na naszej choince zamiast lukrowanych pierniczków.
Poniżej przykład idealnych ciastek springerle, pożyczony z bloga znalezionego w sieci. Mój wałek ma proste ludowe obrazki, nie tak wymyślne, niemniej jednak cieszę się z niego jak dziecko!
Co do dziergania wiadomo - kończę dwa swetry, mam zamówienie od Brata na nową czapkę na norweską zimę i w przerwach szyję sobie to i owo.
A Wy? Co robicie jesienią?
Podzieliłam sobie te pomoce na kategorie. Zapraszam :)
1. Frank Sinatra i Ivona. Serio. Jesień dla mnie brzmi aksamitnym głosem Sinatry. Im bliżej grudnia, tym więcej też Deana Martina. Głosy tych panów idealnie pasują do szarówki, światła świec, cydru i herbaty. I szycia lub robót na drutach. Ivona Ewa towarzyszy mi cały rok, ale jesienią jest więcej Marion Zimmer Bradley w użyciu. Można rzec, że im więcej liści na ulicach, tym częściej wyprawiam się do Avalonu. To taka moja tradycja chyba od liceum, że zimową porą zawsze czytam na nowo wszystkie powieści z tego cyklu...
A co do Sinatry - kilka dni temu dostała w prezencie od Taty czteropłytowy album Sinatry "Quadromania", jazzowo - smutny, nostalgiczny; melodyjny, jak ze starego kina i zadymionej kawiarni jednocześnie. Już go pokochałam!
2. Świece. Tego nigdy dość! W Ikea kupujemy duże i małe tealighty oraz proste białe świece, doskonale pasujące do naszych mszalnych, cynowych świeczników. Świece palą się jak dzień długi, a do tego wspieram się woskami zapachowymi od Yankee Candle. Mam swoich zapachowych faworytów, ale mam też takie zapachy, które zapalam wtedy, gdy Mariusza nie ma w domu, gdyż wywołują u niego ból głowy. Na co dzień świece zapalam w przezroczystych świecznikach wstawionych do naszego kominka. Nie lubię zapachu biopaliwa, toteż nieczęsto "rozpalam" nim w kominku... świece są lepsze :)
Czasem skuszę się też na świece blokowe, ale one zwykle dobrze wyglądają krótko po zapaleniu, potem rozpływają się w sposób niekontrolowany. Ale co tam, ciepłe światło najważniejsze :)
Z zapachów Yankee Candle preferuję te korzenne. Moim faworytem jest Vanilla Chai, w której wcale nie ma wanilii, są za to mocne przyprawy, dym z palonego drewna i zapach herbaty. Lubię tez Home sweet home; Kitchen Spice; Sparkling cinnamon (mieszka w mojej szafie ^^) i November rain, pachnący dymem, liśćmi, deszczem i dobrą wodą kolońską :) Zimą wrócę też do Winter wonderland, o zapachu mrozu i iglastego drzewka.
3. Zajęcie dla rąk. To wiadomo, ja tam zawsze muszę coś w tych rękach mieć. Od niedawna oprócz szycia i dziergania wprawiam się w pieczeniu, a wczoraj od Mamy dostała wałek do springerle, tradycyjnych niemieckich ciasteczek świątecznych. Zamierzam tego wałka użyć do ciastek speculoos, które zawisną w tym roku na naszej choince zamiast lukrowanych pierniczków.
Poniżej przykład idealnych ciastek springerle, pożyczony z bloga znalezionego w sieci. Mój wałek ma proste ludowe obrazki, nie tak wymyślne, niemniej jednak cieszę się z niego jak dziecko!
Co do dziergania wiadomo - kończę dwa swetry, mam zamówienie od Brata na nową czapkę na norweską zimę i w przerwach szyję sobie to i owo.
A Wy? Co robicie jesienią?
środa, 8 października 2014
Gotowa na zimę
Truscaveczka zachęca do pokazania zimowych przygotowań. Proszę bardzo :)
Jest nad czym się pastwić... zatem kiedy skończę sweterki, zacznę nową chustę z wyszczególnionego kłębka. Moja Dendrology jest ładna, ale Araucania, z której ją wydziergałam, kiepsko się blokuje. Po wyschnięciu kurczy się niestety.
Tu w fazie blokowania po ostatnim praniu:
Przepadam za listkowymi wzorami, dlatego będę chciała zrobić ją jeszcze raz, większą :)
Jest nad czym się pastwić... zatem kiedy skończę sweterki, zacznę nową chustę z wyszczególnionego kłębka. Moja Dendrology jest ładna, ale Araucania, z której ją wydziergałam, kiepsko się blokuje. Po wyschnięciu kurczy się niestety.
Tu w fazie blokowania po ostatnim praniu:
Przepadam za listkowymi wzorami, dlatego będę chciała zrobić ją jeszcze raz, większą :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)