sobota, 31 stycznia 2015

Flaszolity i pieczone kartofle

Z flaszolitami to było tak: mój kolega ze studiów udzielał się fotograficznie na targach bursztyniarskich. Poznał wielu ludzi z branży jubilerskiej, między innymi Jacobsona, rezydującego na ulicy Mariackiej. I temu to Jacobsonowi, zajmującego się między innymi rzeczoznawstwem i wyceną biżuterii i brylantów zaniósł tenże kolega broszkę po babci. Pan Jacobson zmarszczył swoje imponująco srogie brwi, obejrzał broszę pod lupą i orzekł, oddając ją memu koledze - "Bardzo ładny flaszolit". Doszliśmy z kolegą prawie do kościoła mariackiego, zanim ten zrozumiał, co też zawierało to orzeczenie... a ja pękałam ze śmiechu. I ani mi do głowy nie przyszło, że i ja kiedyś będę posiadać podobny klejnot! :)
W każdym razie - moja zaręczynowa perła i nasze obrączki ślubne tez są z pracowni Jacobsena. Skoro firma trwa od połowy XVIII wieku, to dobra wróżba dla trwałości małżeństwa, nie uważacie?
I pewnego dnia, kiedy przedstawialiśmy projekt obrączek, do pracowni weszła starsza pani, drobna, zgarbiona, zmartwiona. Przyniosła do wyceny brylantowe kolczyki, tłumacząc jak w wielkiej jest potrzebie i jak prędko musi je sprzedać. Rozwinęła kawałek papierka, podniosła te kolczyki i blask brylantów po prostu zalał na chwilę tęczą cale pomieszczenie. Pierwszy raz coś takiego widziałam, to było tak, jakby pracownia na chwilę wypełniła się wodą migoczącą w słońcu. I chociaż u Jacobsena można kupić diamenty Art Deco i starsze, żadne nie były tak piękne, jak te kamienie starego szlifu...
Ale dlaczego ta przydługa dygresja?
Otóż Marchewkowa, której bloga szyciowego pilnie śledzę, ujawniła przed światem swoją kolekcję broszek. Ja nie mogę być gorsza, szczególnie biorąc pod uwagę, że broszki polubiłam bardzo i coraz częściej je noszę (co jest ogólnie zadziwiające, ponieważ poza obrączką i kolczykami niechętnie w ogóle noszę ozdoby). Broszki są elementem stylu, któremu hołduję, noszono je chętnie i rozmaitych konfiguracjach do końca lat 60-tych, po czym straciły na popularności. Ebay i Etsy są po prostu pełne broszek perłowych, bakelitowych, emaliowanych i wszelakich; nawet zakupiłam sobie tam "sweater guard", czyli podwójną broszę spiętą łańcuszkiem do przytrzymywania swetra na ramionach (i czekam cierpliwie, aż przypłynie z San Francisco), często w second handach widuję jakieś egzemplarze.
Oto moje broszkowe zasoby, z towarzyszeniem moich pierwszych norek. (Tak, pierwszych, bo drugie też już są. Inspirowana zdjęciem Grace Kelly kupiłam bardzo okazyjnie etolę vintage i czekam na nią!)
Błękitny okazały flaszolit, piękny i mocno dekoracyjny. Na galę:)


Srebrny filigran z kamieniem, który może być raczej szafirem, niż flaszolitem. Jako małe dziecko dostałam od sióstr mojej tatecznej babki srebrny pierścionek z szafirkiem, który wyglądał identycznie, pamiętam to doskonale. Miał taki sam aksamitny odcień!



Fajansowa broszka z króliczkiem, przesłodka, ale dość ciężka. Przypinam do kilku warstw ubrania. Razem z powyższymi stanowi prezent od mojej Siostry :*


A tu już prezent dla mnie samej - dekoracja na świąteczną kolacje służbową. Urocza, chociaż groszowa.


Dwie szkolne przypinki - podarunek od pani z zaprzyjaźnionego second handu:


I ostatnie, rzadko noszone, trzymane z sentymentu.


A na koniec - pieczone ziemniaki nadziewane porami według Jadłonomii. Przepyszne, chociaż niefotogeniczne :) Dodałam im tylko ser na wierzch, bo nie jestem weganką i mogę :) ostatnie sztuki Mariusz zabrał do pracy i pewnie będzie musiał opędzać się od amatorów jego kolacji!


2 komentarze:

  1. broszki to nie moja bajka, za to ziemniaczki wyglądają pysznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też lubię broszki i mam ich kilka, dwie szczególnie cenne bo po ukochanej babci! Musze dla nich wymyślić jakieś ładne pudełko, strasznie żałuję, że nie mam toaletki (ani miejsca na nią...), wtedy miałabym biżuterię w jednym miejscu i łatwo byłoby sięgnąć do broszek i wybierać do danego stroju. A tak najczęściej zostają przypięte do marynarki albo swetra i wiszą w szafie, aż znowu sięgnę po to konkretne ubranie.
    Ziemniaczki wyglądają pysznie! Kocham pora i ziemniaki, muszę wypróbować ten przepis, na razie wrzuciłam do zakładek milion zup z Jadłonomii! *^v^*

    OdpowiedzUsuń