Sama sobie wyznaczyłam to wyzwanie, żeby nie było.
Zasady są proste:
* ugotować
* ładnie udokumentować
* spożyć ze smakiem.
A co? A każdego dnia jeden przepis od Autorki "Jadłonomii". Według bloga, ponieważ książki jeszcze nie nabyłam. Na razie kupiłam sobie "Apetyczną pannę Dahl" i wałkuję ją wieczorami jako lekturę do poduszki. Muszę przyznać, przyjemnie się czyta, chociaż obiecywałam sobie więcej.
(Zdjęcie książki pożyczyłam sobie stąd)
Tym, co to "Jadłonomii" nie znają, polecam zajrzenie tu - KLIK!
Mnie fascynuje mnogość pomysłów Autorki bloga i łatwość przepisów. A także to, by pomału, pomalutku przekabacać mojego Ukochanego Mięsożera na zieloną stronę mocy :)
A Wy? Zjecie może ze mną coś zielonego? :)
Zaczynam już jutro, dla rozgrzewki przed lutym.
piątek, 30 stycznia 2015
środa, 21 stycznia 2015
Syrena
Jedzenie przed szyciem jest niebezppieczne i szkodliwe. Wieczorem szyjemy spódnicę, a rano voila! mamy cztery dodatkowe centymetry luzu w pasie. Wówczas zmniejszamy spódnicę, wszywamy nowy zamek, bo poprzedni zepsuł się w wyniku wielokrotnego prucia i w efekcie uzyskujemy spódnicę dającą efekt bardzo silnej kompresji :)
Tak było z Syreną.
Inspiracją były dla mnie gwiazdy ekranu lat 40 oraz takie filmy, jak "Czarna dalia" chociażby.
Ale Syrena zyskała swe zaszczytne miano w wyniku morza przekleństw, które przelewały mi się
w myślach. Jestem damą, więc w obecności kotów nie wypowiadałam tych wszystkich słów, ale mentalnie - no rynsztok po prostu :)
A przy okazji - odkryłam, że nie ma w pasmanteriach szerokiej na 5 centymetrów rypsowej taśmy, którą mogłabym wykończyć od wewnątrz pasek spódnicy, co zmniejsza grubość szwów. Toteż moja Janome płakała rzewnie w niektórych miejscach...
Przód:
Tył, z kontrafałdą zamiast tradycyjnego rozporka, bo to bardziej mi się podoba:
I lamówkowe wykończenie podszycia. Niebieskie, żeby pasowało Syrenie. A poza tym, kto poza mną wie o tym, że lamówka jest kontrastowa? No, teraz już Wy wiecie :)
Spódnica, połączona z czarną bluzką vintage z jedwabnego szyfonu z dużym wykładanym kołnierzem oraz rudym alpakowym sweterkiem wzbudziła furorę. Zebrałam mnóstwo komplementów od Widzów i Pracowników :) W związku z powyższym napęczniałam z dumy i stopien kompresji się zwiększył. Ale przecież nie ma czegoś takiego jak za ciasna spódnica!
Na wszelki wypadek jednak poczyniłam pewne zakupy :) wydatnie przyczyniające się do redukcji obwodu w pasie. Oba vintage - Triumph Doreen, z ładnymi stożkowymi miseczkami i jego odpowiednik, bez tej silnie ściskającej taśmy w talii. Powiedzmy, na leniwe dni, ale nadal ostalowane mocnymi fiszbinami :)
Tak było z Syreną.
Inspiracją były dla mnie gwiazdy ekranu lat 40 oraz takie filmy, jak "Czarna dalia" chociażby.
Ale Syrena zyskała swe zaszczytne miano w wyniku morza przekleństw, które przelewały mi się
w myślach. Jestem damą, więc w obecności kotów nie wypowiadałam tych wszystkich słów, ale mentalnie - no rynsztok po prostu :)
A przy okazji - odkryłam, że nie ma w pasmanteriach szerokiej na 5 centymetrów rypsowej taśmy, którą mogłabym wykończyć od wewnątrz pasek spódnicy, co zmniejsza grubość szwów. Toteż moja Janome płakała rzewnie w niektórych miejscach...
Przód:
Tył, z kontrafałdą zamiast tradycyjnego rozporka, bo to bardziej mi się podoba:
I lamówkowe wykończenie podszycia. Niebieskie, żeby pasowało Syrenie. A poza tym, kto poza mną wie o tym, że lamówka jest kontrastowa? No, teraz już Wy wiecie :)
Spódnica, połączona z czarną bluzką vintage z jedwabnego szyfonu z dużym wykładanym kołnierzem oraz rudym alpakowym sweterkiem wzbudziła furorę. Zebrałam mnóstwo komplementów od Widzów i Pracowników :) W związku z powyższym napęczniałam z dumy i stopien kompresji się zwiększył. Ale przecież nie ma czegoś takiego jak za ciasna spódnica!
Na wszelki wypadek jednak poczyniłam pewne zakupy :) wydatnie przyczyniające się do redukcji obwodu w pasie. Oba vintage - Triumph Doreen, z ładnymi stożkowymi miseczkami i jego odpowiednik, bez tej silnie ściskającej taśmy w talii. Powiedzmy, na leniwe dni, ale nadal ostalowane mocnymi fiszbinami :)
piątek, 16 stycznia 2015
Garderoba vintage - rękawiczki
Każdy ma jakiegoś bzika. Mój to ubiór i styl życia vintage. Konkretnie - lata 50-te.
Czuję się doskonale w kobiecych ubiorach tamtej epoki, bez skrępowania noszę bieliznę vintage, która trzyma ciało w ryzach; pończochy, które szeleszczą, ładną biżuterię. Sięgam po fasony lat 40-tych, bo właściwie dlaczego nie?
Ubieranie się ściśle w określonym stylu wymaga pewnego rygoru.
Trzeba pamiętać, by dobierać dodatki, pilnować krojów, chociaż oczywiście nie ma przymusu dosłowności! To ma być ubranie, nie przebranie :)
Elementem bardzo przeze mnie lubianym są rękawiczki. Nie te zimowe, konieczne, ale te noszone jako część stroju. Lubię cienkie skórki, śliski nylon, delikatny bawełniany trykot.
Zajrzyjmy do przewodnika:
Dwie pary z lewej to vintage. Nylonowe bordowe rękawiczki, które dostałam od Mamy :* są nieco dłuższe, żółte szydełkowe sięgają do nadgarstka. Obie pary lubię szalenie!
Reszta to zdobycze z ebay, produkcja współczesna.
Dodam jeszcze, że wczoraj w second-handzie była jedna nylonowa rękawiczka z lat 50-tych, w moim rozmiarze. Jedna. Czarna. Smutna...
Chustka w wesołe parasolki też jest vintage :)
Czuję się doskonale w kobiecych ubiorach tamtej epoki, bez skrępowania noszę bieliznę vintage, która trzyma ciało w ryzach; pończochy, które szeleszczą, ładną biżuterię. Sięgam po fasony lat 40-tych, bo właściwie dlaczego nie?
Ubieranie się ściśle w określonym stylu wymaga pewnego rygoru.
Trzeba pamiętać, by dobierać dodatki, pilnować krojów, chociaż oczywiście nie ma przymusu dosłowności! To ma być ubranie, nie przebranie :)
Elementem bardzo przeze mnie lubianym są rękawiczki. Nie te zimowe, konieczne, ale te noszone jako część stroju. Lubię cienkie skórki, śliski nylon, delikatny bawełniany trykot.
Zajrzyjmy do przewodnika:
Dwie pary z lewej to vintage. Nylonowe bordowe rękawiczki, które dostałam od Mamy :* są nieco dłuższe, żółte szydełkowe sięgają do nadgarstka. Obie pary lubię szalenie!
Reszta to zdobycze z ebay, produkcja współczesna.
Dodam jeszcze, że wczoraj w second-handzie była jedna nylonowa rękawiczka z lat 50-tych, w moim rozmiarze. Jedna. Czarna. Smutna...
Chustka w wesołe parasolki też jest vintage :)
środa, 14 stycznia 2015
Idźmy na wiosenny spacer!
To co, że zima.
W takim kapeluszu i stosownej sukience od razu w sercu wiosna :)
Lata pięćdziesiąte to moja epoka...
W takim kapeluszu i stosownej sukience od razu w sercu wiosna :)
Lata pięćdziesiąte to moja epoka...
czwartek, 8 stycznia 2015
Wyzwanie dziewiarskie
Na początek ogłoszenie dla ludności: alpaka Dropsa, o której powiadano mi tu i ówdzie, że się rozwleka, rozciąga, deformuje i w ogóle. W ogóle to nieprawda. Sweter prałam już trzy razy, nawet zrobiłam go z jednocalowym ujemnym dopasowaniem, licząc na to rozciąganie i... niespodzianka.
Ale jest ciepły, lekki, świetnie leży i naprawdę dobrze w nim wyglądam. Dziś miałam go na sobie w pracy, więc pokażę go Wam po kolejnym praniu.
A teraz coś z zupełnie innej beczki: Makneta ogłosiła wyzwanie dziewiarskie na ten rok, ja zaś postanowiłam przystąpić doń. Zaleca się i uprasza o trzymanie kciuków!
A tu babus na deser :)
Ale jest ciepły, lekki, świetnie leży i naprawdę dobrze w nim wyglądam. Dziś miałam go na sobie w pracy, więc pokażę go Wam po kolejnym praniu.
A teraz coś z zupełnie innej beczki: Makneta ogłosiła wyzwanie dziewiarskie na ten rok, ja zaś postanowiłam przystąpić doń. Zaleca się i uprasza o trzymanie kciuków!
A tu babus na deser :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)