Czasami bywa tak, że się coś gdzieś napotyka i wprost nie można się oprzeć, by sobie to coś zabrać do domu... Gdy więc w lumpku, w rodzinnym mieście, napotkałam brązowe precelki włóczki z dziwnymi etykietkami, wzięłam je, oczywiście. Kilka złotych za motek to nie majątek, a test spalania i miętoszenia wykazał równie wysoki poziom wełny i kurzu. Z kurzem, jak wiadomo, radzimy sobie za pomocą wody i mydła, natomiast z wełną radzimy sobie jak umiemy :)
Najpierw etykietka - może wiecie, co na niej jest napisane? Przypuszczam, że to język duński lub szwedzki, żadnego zresztą nie znam, niestety.
Wełenka ma leciutki włosek, widoczny po bliskim przysunięciu do niej nosa. Próbka zblokowała się ładnie, toteż postanowiłam ponowić próbę z wzorem poprzedniej chusty, który naprawdę mi się podoba, dodałam jednak koraliki Toho. Kolory w połączeniu wyszły mocno... jesienne, określmy to tak uprzejmie i na tym poprzestańmy.
A ja dalej macham drutami. Obecnie mam na nich Ingę 6/1 i wzór Metallurgy.
Czepiasz się, bardzo ładny ten brąz. Chusta zresztą też bardzo ładna!
OdpowiedzUsuńPiękny ciepły czekoladowy odcień brązu!
OdpowiedzUsuńJa też ostatnio trafiłam na niezły łup lumpeksowy - 200 gramowy motek bawełny i szast prast mam nowy kardiganik na lato! *^o^*
Trochę po fakcie, ale dopiero zobaczyłam ten post a też uwielbiam takie antyczne włóczki :D
OdpowiedzUsuńLink do info o fabryce na rav :)
http://www.ravelry.com/yarns/brands/svanedal
Wygląda na to że fabryka zostala przejęta przez inną, ale nadal produkuje tylko pod inną nazwą SandnesGarn, Norwegia
Śliczna ta chusta :)
Rosamar, naprawdę Sandnes? Przepadam za ich wełenkami, ale mi się łup trafił!
Usuń