środa, 27 sierpnia 2014

Ciągle w pracy.

Naprawdę. Ciągle w pracy. Mieliśmy wprawdzie kilka dni wolnego, w trakcie których odwiedziliśmy moją Mamę, karmiliśmy z ręki karpie w poznańskiej Palmiarni i pasaliśmy koty na trawie, ale to było tak krótko...
W każdym razie - poczęstujcie się uroczym marchewkowym muffinkiem z cytrynowym lukrem i popatrzcie na otwarte paszcze nachalnych karpi :)



Poznańska Palmiarnia ogromnie mi się spodobała. Urzekły mnie różne rośliny, zakochałam się w pawilonie wiktorii królewskiej, ale najbardziej polubiłam karpie koi. Może dlatego, że nigdy wcześniej nie głaskałam ryby, która przyjmowała to mniej więcej tak, jak kot!
Wiktorie królewskie rosną sobie w otoczeniu  różnych mniejszych roślinek - grzybieni i w ogóle takich akwariowych kotewek czy innych rzęs wodnych. Do tego cały basen roi się od molinezji, gupików, mieczyków - nie wiem, kto wpadł na pomysł wpuszczenia maleńkich rybek do tego zbiornika, ale powinno się nazwać pawilon jego imieniem. Rybki skubią odwiedzających w palce i oczu od nich nie można oderwać! Ani palców, jeśli chodzi o ścisłość :)





Potem jest jeszcze fajniej, bo z małego oczka wodnego karpie koi wyłażą wprost na brzeg, żeby dostac sie do zwiedzających! 


No a potem już na całego jest wytykanie pysków nad wodę w takiej betonowej rynnie - karmniku :) Ogólnie ryby właziły sobie na plecy. Buuzi!



Palmiarnia urzekła, jeszcze tam wrócę :)

Koty też użyły na swobodzie. Igiełka oczywiście przesypiała całe dnie w krzaku, w którym śpią wszystkie koty z okolicy - to taka duża, chłodna tuja dająca sporo cienia... Zoe zaś, uznawszy pierwszego dnia, że świat jest za wielki i schowawszy się do wieczora pod łóżkiem, następnego dnia rozpoczęła eksplorację. Bardzo dobrze jej szło! Poznała trawnik, warzywnik, kota mojej Mamy, dzikie wino na płocie sąsiada i deszcz na grzbiecie :) Oczywiście na zdjęciu - nie dość że odwróconym - mamy jeszcze wiaderko na wodę do pelargonii :)

Od 9 września znów mam kilka dni wolnego, pojedziemy na grzyby!!! Podobno jest wprost pełno grzybów!

3 komentarze:

  1. pierwszy raz widzę ryby spragnione pieszczot :D

    OdpowiedzUsuń
  2. karpiowi to bym palca dała :) ostatnio nad jeziorem facet mnie przekonywał, że łabędziowi też tak można dać się poskubać, ale się nie skusiłam XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja miałam rybę, która lubiła głaskanie, pielęgnicę pawiooką! Urosła mi do rozmiarów małego karpia i musiałam ją oddać do sklepu zoologicznego, bo nie miałam już miejsca na jeszcze większe akwarium... *^v^*

    OdpowiedzUsuń