Wyszły dwa moteczki, nawet zgrabnie uwinięte :)
Z przebywajacego w czeluściach szafy cieniutkiego szetlanda, gryzącego nieco, o naturalnym owczym kolorze (?), ufarbowałam sobie trochę na rękawiczki.Wybrałam jeden z wzorów SpillyJane, nazwany Heather:
Zdjęcie pochodzi z Ravelry, a jego właścicielką jest autorka wzoru.
Ale, ale... przecież Wy jeszcze nie wiecie - skończyłam pomyślnie pierwszą konikową rękawiczkę razem z kciukiem! A druga ma już mniej więcej 1/3 wykonaną. Rękawiczki z pewnością są moim powołaniem :)
Taak... a oto przed Wami właściwy bohater tej opowiastki: własnoręcznie pofarbowana wełenka :)
Najpierw w dużym zwoju:
I rozdzielona na dwa mniejsze:
Strasznie jestem z siebie dumna. Połączę to z pierwotnym kolorem wełenki we wzorze i powinno być harmonijnie.
Z TEGO MIEJSCA PRAGNĘ PODZIĘKOWAĆ ZA INSPIRACJĘ. Fanaberio, Pimposhko i Finextro - jestem Wam bardzo zobowiązana za lekcje, porady, tajniki udostępniane na blogach.. Dziękuję :)
Jestem pod wielkim wrażeniem, bo żakardy mi przeszły dość skutecznie i jak dotąd nie wróciły, a przecież byłam posiadaczką i autorką kamizelki w stylu skandynawskim wolnym. Ale nie byłabym sobą, jakbym nie powiedziała, że ta rękawiczka z SHAMROKIEM (heather??? Jaki heather - heather to wrzos, a to typowy, klasyczny irlandzki szamrok!). No. Obowiązek wobec małżonka spełniony ;) W końcu jest Polakiem patriotą, więc coś mu się w ramach rekompensaty za to należy! ;)
OdpowiedzUsuńJak się zbierzesz, to nawet na jesień zdążysz i będzie Ci ciepło w łapki! *^o^* Ciekawa jestem, jaki układ kolorów da Ci to pofarbowanie.
OdpowiedzUsuń