środa, 5 stycznia 2011

W nawiązaniu :)

Miło mi było czytać Wasze opinie, teraz miło mi będzie się pomądrzyć ;-)
CU@5, foremki na jajka pozwalają uformować ugotowane i jeszcze gorące jajko w jakiś fajny kształt. Po prostu obierasz je ze skorupki, wkładasz do foremki, zaciskasz ją i studzisz jajo. Warunek - trzeba poturlać jajko przed gotowaniem i obracać nim w gotowaniu, żeby żółtko umieściło się równomiernie, a wówczas wyjdzie pięęęknie uformowany kształt.
JM, ja z kolei mam wielką wytrwałość w tej kwestii, z przyczyn praktycznych. Mój miły często-gęsto z jednej roboty idzie do drugiej. Ja w pracy spędzam po dziesięć, czasem więcej godzin. Kanapki nie wystarczają, wręcz potrafią spowodować, że po zjedzeniu ich zaczynam szukać czegoś jeszcze do jedzenia i odczuwać większy głód. A co ja mogę u siebie w pracy? Hot-doga? Popcorn? Zamówić pizzę? Sałatki też się nie sprawdziły tak do końca, zwłaszcza zimą. I wtedy odkryłam całą sztukę obento.
BASIU, witam serdecznie :) i już wyjaśniam. Bento, albo z zachowaniem szacunku: obento, to słowo mające jednocześnie kilka znaczeń. Główne z nich to po prostu "jedzenie na wynos", pojedyncza porcja kupowana lub samodzielnie przygotowywana. Ale bento to także określenie na pudełko służące do wynoszenia tej porcji ;-) a także już w tej chwili chyba synonim całej filozofii docierającej pomału do całego świata. Bento to wyraz miłości żony do męża i matki do dziecka, jak przeczytałam na jednej ze stron; bento to sposób na zachowanie wagi i sylwetki i zaoszczędzenie pieniędzy, jak powiada szanowna Makiko z justbento.com; to wreszcie dobra zabawa, wymagająca wprawdzie trochę czasu codziennie, ale dużo rzeczy można przygotować wcześniej, zamrozić lub mieć zapas w lodówce na kilka dni. To sposób na unikanie pokus fastfoodowych na koniec.
Rzecz jasna z prostego posiłku na wynos Japończycy potrafią przygotować dzieła sztuki (nie tylko kulinarnej). Zwróćcie uwagę na charaben lub kyaraben - "słodkie" bento, przygotowywane najczęściej dla małych dzieci. Oto kilka sieciowych przykładów -



Czy jest na świecie taki niejadek, który by się na to nie skusił?
Ja aż tak daleko posuwać się nie będę :) Ale wycięcie marchewkowych gwiazdek, ośmiorniczka z parówki, uformowane jajko czy też zabawne szpikulce do poszczególnych elementów - na to nie trzeba wiele czasu, można zrobić. Potem wybrać odpowiednie pudełko, starannie wszytko ułożyć, dodać sos w małym pojemniczku (ja mam rybki, które kupuję w Kuchniach świata, ale chyba przy następnym zamówieniu w allthingsforsale kupię ciężarówki dla mojego Męża i może Hello Kitty dla siebie?)

***
Co do zawartości pudełek - trzeba pamiętać, że tradycyjnie bento ma być spożywane w temperaturze pokojowej. Mnie akurat to bardzo na rękę, ponieważ Mariusz nie ma mikrofalówki w pracy (to po pierwsze), a ja jestem przeciwna podgrzewaniu tak jedzenia, bo smakuje mi jak papier (to po drugie). Przygotowując więc posiłek należy wziąć pod uwagę, czy to co ze sobą zabieramy będzie dobre - nie mdłe, nie tłuste, nie wywołujące uczucia niechęci po otwarciu pudełka. Gulasz z makaronem na zimno raczej odpada; ale już sałatka makaronowa da się zjeść znakomicie :)
Ja osobiście lubię zaglądać do japońskich receptur, ale mieszam je z ulubionymi moimi daniami. Pamiętacie nieśmiertelną cukinię w każdym pudełku latem? Teraz cukinie mniej mi smakują, bo są sztucznie dojrzewane albo przychodzą do nas z hiszpańskich szklarni, ale i tak czasem znajdzie się dla nich kącik w moim bento.

Odwagi zatem! Noże w garść, lista zakupów do portfela - hm... to brzmi tak, jakbyście miały z nożem ruszać na zakupy. Może lepiej nie. W każdym razie proszę się nie bać, wyciągnąć na początek pudełka i dobrać najodpowiedniejsze i od poniedziałku w pracy zadawać szyku.
Czekam na sprawozdania i zdjęcia :)
P.S.
Brahdelt, zupa to dobra rzecz na zimę. Mam w pracy koleżankę, która od wielu lat tylko zupy do pracy sobie przynosi. Za jej przykładem kupiłam sobie miseczkę z Tupperware - zaskakująco szczelną. Ale zamierzam skorzystać z przepisu Maki na zupę instant, mrożona w porcjach, do której w pracy dodaje się tylko wrzątku. Brzmi szpanersko ^^
***
A tu pudełko, które mój miły zabrał dziś do pracy. Moje siedzi  lodówce i jest znacznie mniejsze, bo idę dziś na noc, już po kolacji.


Udział wzięli: gotowany kurczak w karmelu i sezamie, ryżowy onigiri, kilka pomidorków, confit z papryki i cebuli z bałkańskim słonym serem i jedno zapudłowane jabłko, podzielone na cząstki. Zdjęcie do bani, wiem.

3 komentarze:

  1. Po pierwsze, nie mogłabym spożyć Kubusia Puchatka!...
    Po drugie, ja zupy gotuję w dużym garze, potem przelewam do słoików i pasteryzuję w piekarniku kilka na raz (najpierw 20 minut w temp. 120 stopni umyte słoiki z pokrywkami osobno, potem nalewam zupę i kolejne 20 minut w tej samej temp już zakręcone słoiki). W ten sposób Robert ma w piwnicy zapas różnych zup do wyboru na cały miesiąc. ~^^~
    A Twoja cukinia z lubczykiem to jedyna forma cukinii, jaką jada mój mąż, chwała Ci za to! *^v^*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za wytłumaczenie. A przed chwilą spojrzałam na przepisy otagowane "vegetarian" na justbento...Wow...Jestem wzrokowcem i oczy mi się cieszą! Może nawet zacznę działać w tym kierunku!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za wyjaśnienia. Nie wszystko mnie przekonuje. Jakoś trudno mi byłoby zjeść parówkę, czy porcję makaronu na zimno. Ale to pewnie kwestia dodatków. Muszę poeksperymentować. A zupa instant to pewnie zwykła zupa, tylko ze zmniejszoną wyraźnie ilością wody, czy tak?

    Pozdrawiam cieplutko,
    Basia

    OdpowiedzUsuń