Olaboga, dawno mnie tu nie było. Dziękuję za czujne komentarze, nic mi nie jest, żyję i wracam do blogowania :)
Przyczyny mojej nieobecności: praca (w korporacji) i urlop (w lesie). Taaak... środek lasu, środek Borów Tucholskich, sam środek BRAKU ZASIĘGU sieci telefonicznych. Czy może być coś wspanialszego?
Szukając miejsca na spędzenie późnego urlopu znaleźliśmy w internecie ofertę Leśniczówki Świt. Bardzo nas urzekło, że właściciele zachwalali to miejsce inaczej niż pozostałe ośrodki agroturystyczne, których oferty również starannie prześledziliśmy. Nie było mowy o telewizorze w każdym pokoju, zamiast tego - kuszenie obszerną biblioteką leśną, opisami szlaków turystycznych, atlasami roślin i zwierząt. Kominek w wielkiej sali, taras w ogrodzie, punkt widokowy na rzekę, cisza, spokój.
Staliśmy się więc wędrowcami do Świtu. Jeśli jesteście miłośnikami Opowieści z Narni, możecie uznać, że to celowe zapożyczenie, bo to mój ulubiony tom powieści (dla wielbicieli ekranizacji - Podróż Wędrowca do świtu wejdzie na polskie ekrany 24 grudnia tego roku).
Co nas tam spotkało?
Las. Ogromne pnie buków, liście zaściełające ziemię od wielu jesieni, cisza.
Las. Ogromne pnie sosen, mech jak dywan i igły spadające we włosy jak w jednym z tych niezwykłych azjatyckich filmów. Pomału. Nieśpiesznie. Cisza.
Las. Grzyby śliczne jak ilustracje atlasów i encyklopedii.
Chłód. Szum rzeki. Punkt widokowy "Piekło" i punkt widokowy "Niebo" w stosownym układzie. Piekło w dole, Niebo na wzniesieniu.
Święty Hubert z wiernym psem i obowiązkowym jelenim wieńcem w wyciętej z pnia kapliczce.
Sami zobaczcie.
A na koniec urlopu prezent, który sobie sami zrobiliśmy z myślą o Wymarzonym Domu. Tak, wymarzonym - czymś, co będzie skrzyżowaniem ziemiańskiego dworku z kaszubskim domem, solidnym i ceglanym. Oto nasz bardzo udany zakup:
Wiecie, co to? Oczywiście, malowane łózko, stare, kompletne, troszkę nadjedzone przez kołatki albo inne drewnojady i strasznie brudne. Strasznie strasznie. I do tego krótkie - 190 centymetrów długości. Ale jest śliczne. Pora zacząć zbierać do niego poszewki z monogramami, ze spranego lnu. I siennik :)
***
I jeszcze o globalizacji, bo mój ostatni zakup zagraniczny mnie skłonił do rozmyślań.
Z racji mojej niebotycznej próżności :) i zamiłowania do dobrego wyglądu często zaglądam na blogi kosmetykowe i lakierowe. Tam odkryłam nowy lakier do paznokci: koreański. Niedawno do mnie przybył.
Czy to nie jest dziwne?
Francuskie wina, hiszpańskie oliwki, włoskie sery, greckie winogrona, koreańskie lalki i lakier do paznokci.
O, taki: zdjęcie z aukcji sprzedawcy.
Bardzo dobra jakość, gładkość nakładania, równe krycie, dobre zmywanie, ładny połysk i kolor. Za całe dwa i pół dolara. W porównaniu z naszym polskim Inglotem - znacznie lepszy jakościowo, a nawet z przesyłką z Korei - tańszy. Czy to nie dziwne? ^^
czwartek, 21 października 2010
niedziela, 29 sierpnia 2010
Bento twins
Dwa zaległe bento.
Najpierw pudełka na bardzo długi dzień:
* duszona cukinia z cebulką i lubczykiem; rano dodałam do niej słony ser typu bałkańskiego, pocięty w kosteczki
* polędwiczki smażone, podane na zielonej fasolce; mam swoją metodę smażenia polędwiczek - zawsze robię to na suchej patelni, smażę krótko, a potem gorące podlewam octem balsamicznym i pozwalam im ostygnąć. Przechodzą słodkawym i kwaśnym aromatem octu, są pyszne i kruche. Sól i pieprz wystarczą jako przyprawy. Całość już po ułożeniu w pudełku skrapiam oliwą
* ryż okomesan po ugotowaniu zaprawiony specjalną zaprawą do ryżu stosowaną przy sporządzaniu sushi i onigiri. Mariusz bardzo lubi taki ryż, a mnie się wydaje, że octowa zaprawa przedłuża jego świeżość w pudełku :) Na ryżu posypka furikake - pokrajane nori, sezam i... chili
Najpierw pudełka na bardzo długi dzień:
* duszona cukinia z cebulką i lubczykiem; rano dodałam do niej słony ser typu bałkańskiego, pocięty w kosteczki
* polędwiczki smażone, podane na zielonej fasolce; mam swoją metodę smażenia polędwiczek - zawsze robię to na suchej patelni, smażę krótko, a potem gorące podlewam octem balsamicznym i pozwalam im ostygnąć. Przechodzą słodkawym i kwaśnym aromatem octu, są pyszne i kruche. Sól i pieprz wystarczą jako przyprawy. Całość już po ułożeniu w pudełku skrapiam oliwą
* ryż okomesan po ugotowaniu zaprawiony specjalną zaprawą do ryżu stosowaną przy sporządzaniu sushi i onigiri. Mariusz bardzo lubi taki ryż, a mnie się wydaje, że octowa zaprawa przedłuża jego świeżość w pudełku :) Na ryżu posypka furikake - pokrajane nori, sezam i... chili
I pudełka na dwie różne okoliczności, już mniej bliźniacze. Dla Mariusza na rano, a dla mnie na drugą zmianę. Jestem wówczas po obiedzie, więc nie muszę mieć tyle jedzenia :)
* Pikantne kokardki w pomidorowym sosie - dobre również na zimno, nie pieką wówczas tak mocno w język
* panierowane smażone kapelusze pieczarek, faszerowane nadzieniem z kuskus. Ku mojemu zdziwieniu nie rozmiękły, nie straciły na smaku, chociaż pewnie lepsze byłyby ciepłe. W każdym razie - jako produkt przygotowywany wieczorem - nadają się do zapamiętania.
* surowe warzywa - marchew i kalarepka - pocięte w cząstki i zawinięte w folię. Do rana nie obeschną, przećwiczyłam ^^
* w Mariuszowym bento dodatkowo jeszcze - filet z piersi z bardzo ostrym sosem przygotowanym na bazie sambal oelek, sałatka ze świeżego ogórka (żeby przełamać pikantność) i sos do sałatki w małej plastikowej rybce.
Zauważyłam braki w moim obentowym przygotowaniu... Chciałabym mieć różnego rodzaju przekładki oddzielające różne rodzaje żywności; chciałabym foremki do onigiri - słabo jeszcze idzie mi ugniatanie ryżu, zresztą kto by nie chciał onigiri w kształcie główki Hello Kitty?
Chciałabym też małe wycinaki w różnych kształtach, do robienia na przykład rybek z marchwi. A co mi tam! zajrzę na e-bay...
I obento na jutro:
* oczywiście nieśmiertelna cukinia - kocham cukinię tak bardzo, że jadam ją trzy lub cztery razy w tygodniu. Tym razem usmażona na oliwie i podana z winegretem, oliwkami i czosnkiem.
* czerwona fasola w sofrito - ulubione danie Emilia Sandoza (przypominam - "Wróbel" lekturą obowiązkową!) - pikantne danie, pożywne i smaczne
* ryż z zaprawą, ale tym razem naturalny długoziarnisty. Sezam i nori
Myślę sobie, ze wiele z tych dań nigdy nie słyszało o Japonii - ale z drugiej strony po prostu korzystam z bogatej tradycji przygotowywania potraw i jedzenia na wynos, dostosowując ją do moich warunków. Co nie oznacza, że nie będzie w pudełkach tamagoyaki, sushi maki czy igen-no nimame z rozmaitych rodzajów fasoli.
Wraz z sezonowymi owocami i surowymi warzywami do chrupania...
sobota, 28 sierpnia 2010
Heksagonia
Brahdelt, oczywiście, ze patchworkuje się ręcznie! (Możesz sobie teraz wyobrazić, że obejmując dłońmi filiżankę z czekoladą zwracam ku Tobie twarz z wysoko uniesionymi brwiami). Ręczne szycie i fakt, że skrawki pochodzą z życia Bliskich i Przyjaciół nadaje tej pracy szczególny smak i dodaje przyjemności!
Zurie, zaraz będzie i o Twoim wkładzie, mo chridhe ^^
Kite Designer, witam i oznajmiam, że bałabym się sama pójść oglądać te rysunki. Te długie nogi zwierząt, budzik na ptasich łapach, wyraźna potrzeba ucieczki widoczna w szczegółach...
***
W sześciokątnym obłędzie, czyli Jesiennym Ogrodzie Hikari wyraźny postęp. Akurat nadarzyło się, że przyjechała do mnie Młodsza Siostra. Para dobrych, zręcznych rąk nie może się marnować przez cały dzień, prawda? Serce boli na takie marnotrawstwo! więc Młodsza Siostra pracowicie wycinała papierowe sześciokąty, czerwone sześciokąty i naszywała jedne na drugie :) Muszę uroczyście oświadczyć, że chciałabym mieć Jej pomoc na co dzień, bardzo raźno szła nam wspólna praca...
Obecnie mam tyle:
Sporo brakuje, kolejność bloków również dość przypadkowa, ale pomału wyłania się zarys... Większość czerwonych sześciokątów zawdzięczam Zurie :)
A ponieważ mam dziś wenę, pokażę również jak to jest zrobione - i opowiem o szmatkach. Brahdelt mnie sprowokowała, a poza tym muszę Wam pokazać pewien szmatkowy sklep, w którym czasem tonę...
Jak już wspomniałam, Honeycomb szyje się ręcznie. Papierowe szablony już widziałyście, natomiast dla zainteresowanych obrazek pokazujący technikę. Pamiętajcie, że na jeden cal długości boku musi przypadać od 16 do 18 szwów.
Papierowe szablony wypruwa się po zakończeniu całej roboty, nie wcześniej. To trochę utrudnia pracę, bo bloki są sztywne, ale jednocześnie od razu widać jak ładnie się wszystko ze sobą schodzi i łączy :)
***
Jak już mówiłam, skrawki pochodzą z rozmaitych miejsc i czasów. Brahdelt, koniecznie zajrzyj do Szmatki - Łatki
Kolekcja "Doll dresses" zachwyci Cię z pewnością. wzorki na tkaninkach są idelani dopasowane skalą do lalkowych projektów :)
Zurie, zaraz będzie i o Twoim wkładzie, mo chridhe ^^
Kite Designer, witam i oznajmiam, że bałabym się sama pójść oglądać te rysunki. Te długie nogi zwierząt, budzik na ptasich łapach, wyraźna potrzeba ucieczki widoczna w szczegółach...
***
W sześciokątnym obłędzie, czyli Jesiennym Ogrodzie Hikari wyraźny postęp. Akurat nadarzyło się, że przyjechała do mnie Młodsza Siostra. Para dobrych, zręcznych rąk nie może się marnować przez cały dzień, prawda? Serce boli na takie marnotrawstwo! więc Młodsza Siostra pracowicie wycinała papierowe sześciokąty, czerwone sześciokąty i naszywała jedne na drugie :) Muszę uroczyście oświadczyć, że chciałabym mieć Jej pomoc na co dzień, bardzo raźno szła nam wspólna praca...
Obecnie mam tyle:
Sporo brakuje, kolejność bloków również dość przypadkowa, ale pomału wyłania się zarys... Większość czerwonych sześciokątów zawdzięczam Zurie :)
A ponieważ mam dziś wenę, pokażę również jak to jest zrobione - i opowiem o szmatkach. Brahdelt mnie sprowokowała, a poza tym muszę Wam pokazać pewien szmatkowy sklep, w którym czasem tonę...
Jak już wspomniałam, Honeycomb szyje się ręcznie. Papierowe szablony już widziałyście, natomiast dla zainteresowanych obrazek pokazujący technikę. Pamiętajcie, że na jeden cal długości boku musi przypadać od 16 do 18 szwów.
Papierowe szablony wypruwa się po zakończeniu całej roboty, nie wcześniej. To trochę utrudnia pracę, bo bloki są sztywne, ale jednocześnie od razu widać jak ładnie się wszystko ze sobą schodzi i łączy :)
***
Jak już mówiłam, skrawki pochodzą z rozmaitych miejsc i czasów. Brahdelt, koniecznie zajrzyj do Szmatki - Łatki
Kolekcja "Doll dresses" zachwyci Cię z pewnością. wzorki na tkaninkach są idelani dopasowane skalą do lalkowych projektów :)
piątek, 27 sierpnia 2010
Patchwork w barwach jesieni...
Musiałam. Grandmother's Flower Garden chodził za mną od dawna, po prostu musiałam spróbować. I nadarzyła się okazja :)
Hikari, która będzie malowała główkę Lisbeth zgodziła się zrobić to na zasadzie wymiany za patchwork. Bardzo się ucieszyłam, kiedy napisała, że ponad wszystko kocha jesień i za nią tęskni. Wy, moje miłe Czytelniczki, wiecie jak bardzo podzielam jej miłość. Jesień to według mnie najpiękniejsza pora roku, najsłodsza i najsmutniejsza...
Przed rozpoczęciem pracy nad patchworkiem zajrzałam do kolekcji specjalistycznych angielskich i amerykańskich poradników, które podarował mi mój Tata. To w sumie sześć ksiąg, zawierających wiedzę o każdej dziedzinie dotyczącej pracy ze ścinkami :) Bezcenny zbiór.
Grandmother's flower garden zwany jest równiez Honeycomb, ze względu na fakt, że szyje się go z sześciokątów na planie plastra miodu. A szyje się go metodą english piecing, przy użyciu papierowych szablonów przyfastrygowywanych wstępnie do kolejnych elementów.
Dla mnie szczególną zaletą tej grupy patchworków jest fakt, że szyje się je całkowicie ręcznie. Uwielbiam ręczne szycie, daje mi więc to okazję nacieszenia się tą techniką...
Mamy więc mnóstwo papierowych sześciokątów o boku długości 1 cala, mamy mnóstwo łatek skrojonych jako sześciokąty większe, z zapasem na szwy, mamy igły, nici do fastrygowania, szpilki, nożyczki, naparstek i - jak kapitan Enterprise - herbatę Earl Grey, gorącą. Naparstek to jeden z kilku porcelanowych, jaki posiadam. Lubię pracować z porcelaną - od kiedy palec mi zardzewiał w metalowym naparstku po kilku godzinach intensywnego szycia w upalny dzień :) Na Jarmarku Dominikańskim chciałam upolować naparstek z dmuchanego szkła, cieniutki i lekki, ale nie przewidzieli mojego rozmiaru ^^
Zdjęcia robiłam wczoraj późnym wieczorem, przy mojej wspaniałej robótkowej lampie z Sew-and-So (też prezent od Taty, czy też właściwie od Rodziców ), więc kolory są przekłamane bardzo mocno.
Mamy już część gotową, fajnie będzie sprawdzić, jak to ze sobą się połączy... Pierwsza nieśmiała próba:
Kilka sześciokątów później:
Mój egzemplarz dostał już imię: Jesienny ogród Hikari. Biorę się do pracy.
Hikari, która będzie malowała główkę Lisbeth zgodziła się zrobić to na zasadzie wymiany za patchwork. Bardzo się ucieszyłam, kiedy napisała, że ponad wszystko kocha jesień i za nią tęskni. Wy, moje miłe Czytelniczki, wiecie jak bardzo podzielam jej miłość. Jesień to według mnie najpiękniejsza pora roku, najsłodsza i najsmutniejsza...
Przed rozpoczęciem pracy nad patchworkiem zajrzałam do kolekcji specjalistycznych angielskich i amerykańskich poradników, które podarował mi mój Tata. To w sumie sześć ksiąg, zawierających wiedzę o każdej dziedzinie dotyczącej pracy ze ścinkami :) Bezcenny zbiór.
Grandmother's flower garden zwany jest równiez Honeycomb, ze względu na fakt, że szyje się go z sześciokątów na planie plastra miodu. A szyje się go metodą english piecing, przy użyciu papierowych szablonów przyfastrygowywanych wstępnie do kolejnych elementów.
Dla mnie szczególną zaletą tej grupy patchworków jest fakt, że szyje się je całkowicie ręcznie. Uwielbiam ręczne szycie, daje mi więc to okazję nacieszenia się tą techniką...
Mamy więc mnóstwo papierowych sześciokątów o boku długości 1 cala, mamy mnóstwo łatek skrojonych jako sześciokąty większe, z zapasem na szwy, mamy igły, nici do fastrygowania, szpilki, nożyczki, naparstek i - jak kapitan Enterprise - herbatę Earl Grey, gorącą. Naparstek to jeden z kilku porcelanowych, jaki posiadam. Lubię pracować z porcelaną - od kiedy palec mi zardzewiał w metalowym naparstku po kilku godzinach intensywnego szycia w upalny dzień :) Na Jarmarku Dominikańskim chciałam upolować naparstek z dmuchanego szkła, cieniutki i lekki, ale nie przewidzieli mojego rozmiaru ^^
Zdjęcia robiłam wczoraj późnym wieczorem, przy mojej wspaniałej robótkowej lampie z Sew-and-So (też prezent od Taty, czy też właściwie od Rodziców ), więc kolory są przekłamane bardzo mocno.
Mamy już część gotową, fajnie będzie sprawdzić, jak to ze sobą się połączy... Pierwsza nieśmiała próba:
Kilka sześciokątów później:
Mój egzemplarz dostał już imię: Jesienny ogród Hikari. Biorę się do pracy.
środa, 25 sierpnia 2010
Zauroczenie, nowe zauroczenie
Do niektórych tematów podchodzi się czasem jak pies do jeża. Ja tak mam. Huśtawka: podoba, nie podoba, chcę, nie chcę, fajne, niefajne... Tak było z lalkami Alice in Labyrinth. I skończyło się zauroczeniem. Więc pora sprzedać nerkę, żeby było na Dollstowna i AiL.
Lalki AiL są inne. Przede wszystkim wyróżnia je budowa - są masywne, tak to najlepsze słowo. Kształtne, ale masywne. Mają buzie porcelanowych lalek, mają miny osób zapatrzonych we własne wnętrze, mają charakter.
Zauroczyłam się. I skąd by tu wziąć taką kwotę...
Lalki AiL są inne. Przede wszystkim wyróżnia je budowa - są masywne, tak to najlepsze słowo. Kształtne, ale masywne. Mają buzie porcelanowych lalek, mają miny osób zapatrzonych we własne wnętrze, mają charakter.
Zauroczyłam się. I skąd by tu wziąć taką kwotę...
Subskrybuj:
Posty (Atom)