wtorek, 30 sierpnia 2016

Niedobre!

Piekłam ostatnio pasztet z czarnej fasoli. Upiekł się piękny, posypany ziarnami dyni, bardzo aromatyczny. I niedobry.
Jednak czarna fasola najlepsza jest w chili.
Mariusz zachowuje dyplomatyczne milczenie w kwestii pasztetu, ja jednak pozostanę przy soczewicowym, który najbardziej mi smakuje.


Na szczęście to właściwie jedyny ostatnio nieudany wyrób kulinarny. Kimchi ukisiło się znakomicie, jest może nieco zbyt pikantne, ale przy tym chrupkie, kwaśne. Nie dodałam sosu rybnego czy ostrygowego, więc w trakcie kiszenia nie wydzielała jakiejś paskudnej woni :) Lubię kiszonki!
W planie mam zakiszenie czerwonej kapusty z jabłkami - moja Mama przeprowadziła w tej kwestii bardzo udany eksperyment. Chcę tez zrobić koreańską kiszoną rzodkiew. I zwykłą naszą poczciwą kapustę też. Ogórki zakisiła mi moja dobra Teściowa, więc mam zapas!


Przepyszna była również ubiegłotygodniowa pasterska zapiekanka w niemięsnej wersji. Pierzynka z puree była puchata i leciutka, a farsz z czarnej soczewicy i warzyw soczysty i aromatyczny.
Czekam na dynię, by spróbować dodać jej do zapiekania. Robiłam już wariant z utartą marchwią i selerem korzeniowym, z marchwią i pieczarkami, z podduszoną papryką... Ta zapiekanka nieodmiennie najlepsza jest z małą szklaneczką zimnego cydru lub domowego wina. Polecam, przepis znajdziecie na Jadłonomii :)


Udała nam się nareszcie również pomyślnie sterylizacja Zoe i zakończenie jej leczenia zębów. 
Nie uwierzycie, to zupełnie inny kot, odkąd nie czuje wiecznego bólu w pyszczku! Trochę zabawy jest z siekaniem jej mięsa na papkę, ale mogę siekać do późnej starości. Byle miała się dobrze. 
Dla zainteresowanych dodam, że Zoe cierpi na plazmocytarne zapalenie dziąseł, była długo antybiotykowana i sterydowana, ale przynosiło to jedynie krótkie okresy poprawy i nawracające stany zapalne. Konieczne było usunięcie zębów. Część zresztą sama się usunęła, szczególnie te małe ząbki, jakie kot ma z przodu. Ale to już za nami :) Kot, którego pyszczek przypominał w środku tłuczoną surową wołowinę ziewa wreszcie na różowo.

W nagrodę oczywiście jest potrójnie pieszczona:) A mój nowy sweter z dmuchanej alpaki dropsa jest w jej kolorze :)

Widzicie, ile się dzieje ostatnio? A tymczasem właściwie na bloga mam czas wtedy, gdy dopadnę Mężowego komputera, mój bowiem poległ chwalebną śmiercią elektroniczną. A z telefonu nie lubię niestety.
Dziś wolne, zatem zaraz poprasuję pranie, obudzę śpiącego po nocy Męża, zawieziemy kota do sprucia, czyli na zdjęcie szwów. Potem zjemy obiad i będzie można podziergać. Oddzieliłam już oczka na rękawy :)

piątek, 12 sierpnia 2016

Kocyk gotowy ☺

Jestem bardzo rada, że ukończyłam kocyk. Ostatecznie ma wymiar kwadratu o boku 102 centymetrów i jest bardzo wesoły! Pracowicie wykończyłam brzeg pikotkami i nawet zostały mi jakieś resztki :)
Zoe starannie sprawdzała zakończenia nitek:


Igiełka pilnowała równego wpinania szpileczek:








wtorek, 26 lipca 2016

Miłe chwile w niewieścim gronie ☺

Gdyby ktoś kiedyś mnie zapytał, jakie są zalety pracy w systemie równoważnym, bez wahania mogłabym odpowiedzieć: niedziela w środę (albo inny dzień tygodnia). Wolne wówczas, gdy inni pracują.
Moja bratnia duszyczka Justyna postanowiła pokazać mi nieznane mi wcześniej miejsce w Gdańsku i zabrała nad jeziorko w Otominie. Jej Córa spała najspokojniej w świecie, ukołysana szumem liści i pluskaniem ryb, my zaś zawzięcie oddawałyśmy się niewieścim zajęciom. Dźganiu szydłem konkretnie ☺ Mielenie językami rzecz jasna w pakiecie z włóczkami ☺





piątek, 15 lipca 2016

Kolorowe kłębki w mym koszyczku noszę, kolorowe kłębki raz, dwa, trzy!

Ciepłe dni nie sprzyjają alpace czy falklandzkiej owczej wełnie. Dłonie się pocą, a oczka robią się coraz bardziej senne,,, tfu, coraz ciaśniejsze, chciałam rzec :)
Dlatego odłożyłam na razie Folded Square Cardi i błękitną chustę,i wróciłam do szydełkowych dzierganek. Alize Baby Wool jest miła i niezbyt grzejna w dotyku ze względu na zawartość bambusa i akrylu. Przyjemnie się przerabia te wszystkie kolory!
Połączyłam już dwa gotowe segmenty.
Stosik pojedynczych kwadracików rośnie.
W dodatku pilnuję dyscypliny i wszywam od razu wszelkie nitki. (Chwała mi! ^^)
Bawmy się kolorami :)





niedziela, 26 czerwca 2016

Polecam na niedzielny spacer. Park Oliwski

Upał jest nieznośny; w Gdańsku panował dziś od rana skwar i gorąc, skusiła nas więc perspektywa zanurzenia się w chłodnym cieniu wielkich, starych drzew pięknego Parku Oliwskiego. O każdej porze roku jest to zresztą cudowne miejsce, moje ulubione do podziwiania i zachwycania.
W upał taki jak dziś park oferuje również chłód od wody, od basenów, strumieni, stawków i fontann. Mnóstwo rodzin, par i grup przyjaciół spaceruje, siedzi, a nawet moczy nóżki w strumyku niezależnie od wieku ☺
Od naszej ostatniej w parku wizyty zimowej dużo się zmieniło i wypięknialo, doszły nawet zaczątki ogrodu japońskiego z wiśniowym gajem, liczącym pięć młodziutkich drzewek ☺ 

Jak zawsze sprawdziliśmy, jak się miewają nasze ulubione drzewa. Tutaj męski miłorząb japoński czyli drzewo ze ślicznymi listkami. Drugi wielgachny miłorząb rośnie niedaleko mojej pracy, jest przepiękny.


Potem sekwoja. Teoretycznie karłowata w naszym klimacie, w praktyce kolosalna! Do sekwoi mam szczególną sympatię, odkąd przeczytałam "Księżycową dolinę" Jacka Londona. Kiedyś zrobię gdzieś nielegalne partyzanckie nasadzenie sekwojowe ☺



Potem włóczyliśmy się szukając sosny czarnej. Po drodze był właśnie ten zaczątkowy ogród japoński, w którym posiedzieliśmy chwilę na bardzo wygodniej ławce!





Na deser zostawiam Wam cudne wodne lilie. To wyjątkowo piękne okazy, którym nie zaszkodziły wczorajsze gwałtowne burze. Niestety wiele deliktatnych kwiatów było obitych i zniszczonych.