niedziela, 7 września 2014

piątek, 5 września 2014

Godzina Pąsowej... Szminki :)

Wreszcie jesień. Co roku to powtarzam i nigdy mi się nie znudzi. Upały lata to dla mnie najgorsza pora, męczę się mimo filtrów, parasolki (mam jasnobłękitną chińską, malowaną!) i wielkich okularów. Po moim pieszym przyjściu do pracy moi współpracownicy obkładali mnie lodem i rozważali wezwanie karetki... za to teraz jest cudnie!
W przygotowaniu do jesieni kończę rudą alpakę (wydziergany kawałek rękawa idzie do sprucia, jest bardzo niechlujny i stracił fason!)i fioletowy sweterek z warkoczami - obecnie robię pierwszy raz dwa rękawy jednocześnie na jednym okrągłym drucie i wczoraj sporo prułam, bo się haniebnie pomyliłam w kolejności i jeden byłby trzy rzędy dłuższy!



Uszyłam też spódnicę z grubej wiskozowej żorżety i nauczyłam się przy tym, że wyobrażenie o tym, jak dana tkaniny zachowa się w wyrobie i jej rzeczywiste zachowanie to dwa różne światy... niestety... Tkanina niemiłosiernie ciągnęła się pod stopką maszyny, zmieniała kształt wyciętych części... a miało być tak ładnie :( W dodatku wyciąga się w niespodziewanych miejscach i jest ogólnie nic nie wartą szmatą. Ponadto skroiłam rozmiar 40 z niewielkimi zapasami na szwy - 13mm - a i tak zmniejszałam dwukrotnie. Raz już w szyciu i drugi raz po pierwszym założeniu. A według Burdy powinnam kroić 42!





A po za tym - uzupełniam ostatnio jesienne zapasy :) Szminki są ze mną od dawna, regularnie używane i szalenie lubiane,  prawie wszystkie. Od lewej: NYC Retro Red, Golden Rose, Catrice i dwie matowe Golden Rose. Towarzyszą im moje najczęściej używane lakiery do paznokci. Właściwie nie używam innych. Tylko czerwone! Właściwie nawet nic innego nie mam - przynajmniej jeśli chodzi o szminki :)




W ramach zapasów - poznajcie Peco Rolls, mój najnowszy wynalazek do kręcenia włosów. Wynalazłam w odmętach ebaya, zachęcona wpisem landgirl1980 na ich temat. Mam je dzis na głowie pierwszy raz, mają dać efekt ładnych, łagodnych fal. Zobaczymy. Kupiłam dwa opakowania :) wyglądają kosmicznie, prawda?




niedziela, 31 sierpnia 2014

W poszukiwaniu straconego... smaku: magdalenki.

    Kupiona wczoraj nowa buteleczka ekstraktu waniliowego natchnęła mnie dziś znów do pieczenia. Ostatnio co drugi dzień niemal! W każdym razie - wyprawiłam się bohatersko po masło, puder do puderniczki i drobny cukier do wypieków... a przy okazji kupiłam foremkę silikonową w kształcie różyczek. Nie był to przemyślany zakup, być może uda mi się jednak ją oswoić?
Spodziewałam się, że krawędzie ciastek będą mocniej zaznaczone, wyraźne. Tymczasem miałam problem
z wyjęciem ciasta z formy, a kiedy odczekałam do przestygnięcia, zaczęła zaparowywać i ciastka namakały.
Cóż, spodziewam się jednak, że podniesienie temperatury pomoże na ten defekt. Lub pieczenie bez termoobiegu.
Przepis na magdalenki spodobał mi się tu: http://budujsmak.blogspot.com/2013/09/muffinki-magdalenki.html
Jest naprawdę łatwy i przystępny, a struktura ciasta po upieczeniu - doskonała - puszysta, sprężysta, słodka. Założę się, że mój Mariusz się im nie oprze ;) Ja zaś zasiadam do mojego swetra.



czwartek, 28 sierpnia 2014

Stara pudernica

Jestem maroccanmint, mam 35 lat i nadużywam jasnego, pachnącego pudru. I czerwonej szminki.






Pochodzące z lat 50-tych puderniczki są szczególnie wdzięczne, a można dostać je w tysiącu odmian. Moje użytkowe - Stratton i Melissa, są brytyjskie. Kupiłam je zupełnym trafem, blisko domu, po tym, jak miesiącami wzdychałam do nich na ebayowych aukcjach. Największa nie ma puncy wytwórni, ma za to pęknięte lusterko i większy wymiar. Kupiłam ją na allegro, całkiem świadomie, mając nadzieję, że zręczny szklarz wstawi mi dwa zwierciadełka w tę kasetkę. Niestety, w okolicy brak szklarza, wyobrażacie sobie? Ponoć gdzieś na Zaspie jeszcze jest jeden, trzeba zbadać tę sprawę! Srebrny pokrowiec na szminkę jak i Strattonowe zwierciadełko dostałam w podarunku od Siostry - to bardzo eksploatowany prezent :)

Najzabawniejsze jest to, że do puderniczek pasują pudry Yardley (obecnie Mayfair?), Creme Puff Max Factor czy Rimmel i Astor od Coty. Można zatem swobodnie z tych cudeniek korzystać, a wymiana jest szalenie łatwa! Czyż to nie kobiecy gadżet? Nawet Tanizaki Junichiro w "Niektórzy wolą pokrzywy" zwrócił uwagę na puderniczki :)

środa, 27 sierpnia 2014

Ciągle w pracy.

Naprawdę. Ciągle w pracy. Mieliśmy wprawdzie kilka dni wolnego, w trakcie których odwiedziliśmy moją Mamę, karmiliśmy z ręki karpie w poznańskiej Palmiarni i pasaliśmy koty na trawie, ale to było tak krótko...
W każdym razie - poczęstujcie się uroczym marchewkowym muffinkiem z cytrynowym lukrem i popatrzcie na otwarte paszcze nachalnych karpi :)



Poznańska Palmiarnia ogromnie mi się spodobała. Urzekły mnie różne rośliny, zakochałam się w pawilonie wiktorii królewskiej, ale najbardziej polubiłam karpie koi. Może dlatego, że nigdy wcześniej nie głaskałam ryby, która przyjmowała to mniej więcej tak, jak kot!
Wiktorie królewskie rosną sobie w otoczeniu  różnych mniejszych roślinek - grzybieni i w ogóle takich akwariowych kotewek czy innych rzęs wodnych. Do tego cały basen roi się od molinezji, gupików, mieczyków - nie wiem, kto wpadł na pomysł wpuszczenia maleńkich rybek do tego zbiornika, ale powinno się nazwać pawilon jego imieniem. Rybki skubią odwiedzających w palce i oczu od nich nie można oderwać! Ani palców, jeśli chodzi o ścisłość :)





Potem jest jeszcze fajniej, bo z małego oczka wodnego karpie koi wyłażą wprost na brzeg, żeby dostac sie do zwiedzających! 


No a potem już na całego jest wytykanie pysków nad wodę w takiej betonowej rynnie - karmniku :) Ogólnie ryby właziły sobie na plecy. Buuzi!



Palmiarnia urzekła, jeszcze tam wrócę :)

Koty też użyły na swobodzie. Igiełka oczywiście przesypiała całe dnie w krzaku, w którym śpią wszystkie koty z okolicy - to taka duża, chłodna tuja dająca sporo cienia... Zoe zaś, uznawszy pierwszego dnia, że świat jest za wielki i schowawszy się do wieczora pod łóżkiem, następnego dnia rozpoczęła eksplorację. Bardzo dobrze jej szło! Poznała trawnik, warzywnik, kota mojej Mamy, dzikie wino na płocie sąsiada i deszcz na grzbiecie :) Oczywiście na zdjęciu - nie dość że odwróconym - mamy jeszcze wiaderko na wodę do pelargonii :)

Od 9 września znów mam kilka dni wolnego, pojedziemy na grzyby!!! Podobno jest wprost pełno grzybów!