niedziela, 31 sierpnia 2014

W poszukiwaniu straconego... smaku: magdalenki.

    Kupiona wczoraj nowa buteleczka ekstraktu waniliowego natchnęła mnie dziś znów do pieczenia. Ostatnio co drugi dzień niemal! W każdym razie - wyprawiłam się bohatersko po masło, puder do puderniczki i drobny cukier do wypieków... a przy okazji kupiłam foremkę silikonową w kształcie różyczek. Nie był to przemyślany zakup, być może uda mi się jednak ją oswoić?
Spodziewałam się, że krawędzie ciastek będą mocniej zaznaczone, wyraźne. Tymczasem miałam problem
z wyjęciem ciasta z formy, a kiedy odczekałam do przestygnięcia, zaczęła zaparowywać i ciastka namakały.
Cóż, spodziewam się jednak, że podniesienie temperatury pomoże na ten defekt. Lub pieczenie bez termoobiegu.
Przepis na magdalenki spodobał mi się tu: http://budujsmak.blogspot.com/2013/09/muffinki-magdalenki.html
Jest naprawdę łatwy i przystępny, a struktura ciasta po upieczeniu - doskonała - puszysta, sprężysta, słodka. Założę się, że mój Mariusz się im nie oprze ;) Ja zaś zasiadam do mojego swetra.



3 komentarze:

  1. Nikt kto zobaczyłby te cudeńka na żywo by się im nie oparł - jestem tym przekonana :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja do ciasta "magdalenki" dodaję bakalie lub same orzechy są wyśmienite.Pozdrawiam Małgosia.

    OdpowiedzUsuń