Najpierw jarzynowy bulion: upewniamy się, że Księżyc jest w pełni, a czarny kot sąsiada nastroszył lewe wąsy.
Potem możemy przystąpić do warzenia zacnej zupy :)
Zazwyczaj stosuję trzy metody: gotowania wywaru na mięsie, gotowania wywaru z jarzyn oraz - dużo rzadziej - gotowania zupy przy użyciu ekologicznej bezglutaminianowej kostki bulionowej - to wówczas, gdy nic nie mam, nawet czasu... Proszę wybrać odpowiadającą metodę, a tymczasem powiem Wam, co opowiedziała mi ostatnio moja Mama: otóż jej Mama, a moja Babka w latach młodości pracowała u pewnej Żydówki. I tam nauczyła się, że gotując zupę powinno się mięso zagotować krótko i ostro, a potem odlać ten pierwszy wywar, mięso umyć i ponownie zalać wodą, gotując już pomalutku. Pozwala to uniknąć nudnego szumowania i polowania z łyżką nad garem :) Zaręczam, ze rosół nie traci na tym NIC.
Co do bulionu warzywnego - tu już większa prostota: wkładamy do sporego garnka wody pełno obranych i umytych warzyw: marchwi, pietruszki, selera korzeniowego (można i kilka łodyżek naciowego), a do tego ze dwa wielkie ząbki czosnku, sól, ziele angielskie, ziarenka pieprzu i opaloną nad płomieniem gazu przepołowioną cebulę. Da boski zapach... Potem gotujemy i gotujemy, aż cały smak i aromat przejdzie z warzyw do wywaru. Zamrażamy porcjami, jeśli mamy ochotę. I bulion gotów zawsze, kiedy mamy nań ochotę :) Te wygotowane warzywa też można zjeść, jak ktoś sobie życzy.
Teraz krupnik (proporcje regulujemy dowolnie)
Obieramy i drobno kroimy w kostkę marchew, pietruszkę i seler, wrzucamy do bulionu i gotujemy nieśpiesznie co najmniej kwadrans. W tym czasie na suchej patelni prażymy jaglaną kaszę, która dzięki temu straci goryczkowy posmak i nie będzie drapała w gardło (niektórym to mocno przeszkadza). Obieramy i kroimy drobno ziemniaka lub dwa, dodajemy wraz z kaszą do zupy. Gotujemy. W tym czasie obieramy i kroimy drobniusieńko cebulę, którą podsmażamy na złocisto na niedużej ilości oleju/oliwy. wlewamy tę cebulkę do zupy i gotujemy do całkowitej miękkości warzyw i kaszy. Przyprawiamy do smaku solą i pieprzem - kasza jaglana jest łagodna w smaku, łagodniejsza niż jęczmienna, zatem soli i pieprzu nie skąpimy. A jak ktoś użył kostki, to nie soli.
Muszę Was przestrzec - podprażona kasza szybciej się rozkleja. A prażymy ją do momentu, aż zacznie wydzielać lekko orzechowy zapach. Gdy zacznie wydzielać kłęby czarnego dymu - cóż, przesadziliśmy. Wietrzymy chałupę, myjemy patelnię i ponawiamy operację :)
Zdjęcia nie będzie, bo Mariusz wszystko zjadł.
Na pocieszenie zdjęcie jutrzejszego naszego posiłku w pracy:
Ziemniaczane curry znalezione na blogu Więcej Yofu!, surówka z czerwonej kapusty z cytryną i rodzynkami oraz surówka z papryki z cebulką. Curry mogłoby być mocniej pikantne, gdyż będzie jedzone na zimno, ale i tak jest świetnym pomysłem. Przypomniałam sobie o tym przepisie, gdy w spożywczym zobaczyłam maleńkie sałatkowe ziemniaczki. Nie są "100 mil", bo wyrosły w Wielkopolsce, a to trochę dalej od Gdańska niż 100 mil :)
Smacznego!
Jutro układam pracowniczy grafik. Mam nadzieję, że Księżyc będzie w pełni, a wąsy mojego kota...
P.S. Jutro grzybowa. Z zeszłorocznych suszonych.
O, ratujesz moje zapasy kaszy jaglanej (której nie lubię, a krupnik zawsze robiłam na jęczmiennej). *^v^*
OdpowiedzUsuńto wygląda smakowicie i brzmi świetnie. u mnie dzisiaj naleśniki na słodko a jutro pomidorowa mniaaaam :)
OdpowiedzUsuńDzięki! Poszukuję właśnie takich trików na kaszę jaglaną (prażeni, sparzenie wrzącą wodą) bo jak smakuje sama dobrze wiesz. Zrobimy ten krupnik z pewnością.
OdpowiedzUsuńWpadły mi w oko ziemniaku curry:) Jak nie znajdę przepisu u Więcej Yofu, to wrócę i będę Cię nękać:)
A u mnie dziś wegańskie ciasto z dyni:) Stygnie i jeszcze nie wiem jak smakuje.
Pozdrawiam
o rany, ale fajne bento robisz. Super blog. Będę tu częstym gościem :))) zapraszam też do mnie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Monika
www.bentopopolsku.blogspot.com