sobota, 11 kwietnia 2015

Zupełnie dziwna włóczka

Alize Diva jest dziwna. Śliska, lejąca, zupełnie nieodpowiednia do kocykowego projektu, ale skoro już ją nabyłam, muszę zużyć. Kolory w rzeczywistości tez mniej do siebie przystają, niż sobie wyobrażałam, ale na to nie ma rady, kiedy się kupuje przez internet.
W każdym razie, rozpoczęłam pracę, w duchu obiecując sobie na kolejny projekt kupić bawełnę.
I kropka.
Wybrałam nawet rodzaj, ponieważ w głowie roi mi się od szydełkowanych sześciokątów w jednolitych kolorach. Taki pled o słusznym rozmiarze byłby fajnym uzupełnieniem do patchworkowego tkaninowego pledu. Co o tym sądzicie? Tutaj przykład takiego fajnego szydełkowca w kolorach wszelakich :)


A oto moja Alize. Kwadraty będą wielkości około 11 cm na 11 cm, obrzeżone kolorem kremowym. wydaje mi się, że mogę dołożyć jeszcze jeden odcień, albo jasnobłękitny, albo koralowy. Ten drugi bardziej mnie pociąga. W każdym razie teraz mam jasną zieleń, turkus i ciemnomorelowy. Szalenie relaksująca robota :)


wtorek, 7 kwietnia 2015

Wiosenna gorączka

Mam nadzieję, że nie jestem jedyną osobą, która od czasu do czasu czuje potrzebę, wręcz MUSI zacząć coś nowego na robótkowym polu. Mnie to chyba dopadło, ponieważ mam ochotę kompulsywnie kupować kolorowe włoczki na granny squares, gromadzić nowe tłuste ćwiartki i natychmiast z nich coś wycinać, zacząć bluzeczkę drucianą z tego niebieskiego bambusa...  A przecież dotychczas nie lubiłam zaczynać nowej rzeczy dopóki stara nie była zakończona!
Żeby się więc zdyscyplinować, postanowiłam zrobić sobie tu spis pozaczynanych robót ku przestrodze i pamięci!
A przy okazji - kolejny rok z rzędu zauważam, że w sezonie wiosenno-letnim zupełnie tracę drucianą "wenę" na rzecz zszywania skrawków. W tym roku do szmatek przypałętało się i szydełko, nie wiadomo czemu...

1. Sześciokąty - mają się bardzo dobrze, jak wiecie, rosną sukcesywnie i niebawem urosną dość, by zacząć je pikować.

2. Flowering snowball w czerwieni - tu też odnotowuję postępy: mam uszytych 26 bloczków z zaplanowanych 49 i dużo z pozostałych jest wykrojonych z tkaniny. Super! Nie wiem tylko, gdzie taką wielką narzutę ułożę, żeby ją połączyć z pozostałymi warstwami, serio. Chyba przyniosę ją do kina i w nocy po godzinach rozłożę we foyer :)

3. Przybornik na szydełka i druty z ręcznie szytych applecore - zrobiony w jakiejś trzeciej części. Ogryzki są pozszywane, więc może we wtorek sobie wykończę całość? Gdzieś muszę pochować te wszystkie długie i krótkie bambusowe depeenesy!

4. Sweter jagodowy, warkoczano - ryżowy. Ten sweter jest przedmiotem mojej dziewiarskiej zgryzoty... ale skończę go, postanowiłam. I zobaczymy. Może polubi go moja Siostra, hojniej obdarzona przez naturę?

5. Kocyk granny squares z resztek, pokazywany w ostatnim poście - już prawie skończony, brak kilku rzędów bordiury. Strasznie mały wyszedł, ale tak to jest, jak się robi z resztek...

6. Jeszcze nie zaczęta narzuta granny squares, na którą kupiłam włóczkę. Tu nie zamierzam się śpieszyć właściwie, ale muszę uwzględnić i ją w moim robótkowym planie...

A sukienki nie liczę, bo na razie jestem na nią obrażona :)

sobota, 4 kwietnia 2015

Join (me) as you go :)

Zaczęło się niewinnie. Koleżanka z pracy, która wróciła do biura po urlopie wychowawczym, oznajmiła, że polubiła szydełkowanie stworków amigurumi, zaniosłam jej więc różne wełniane resztki moteczków, które do takich robótek mogły się doskonale przydać. Ona zrobiła mi za to hair snood wedle wzoru z lat 40-tych, który okazał się za duży na moje nikłe włosięta. Ale tak od kłębka do oczka miłe złego początki :) - wróciłam do szydełkowania. Nie lubię szydełka tak bardzo jak drutów, mimo to jednak czemu sobie odmawiać? Koleżanka tymczasem wydziergała dwie chusty i podrzuciła mi kilka niepełnych moteczków chyba jako "wyzwanie". To resztki akryli w ładnie dobranych kolorach, co więc było robić? Uruchomiłam wyobraźnię i przypomniałam sobie, że zawsze podobały mi się pledy robione technika granny square. Wiecie, kwadraciki pełne kolorów!
Rzecz jasna, nic dziwnego, przecież to tylko inna technika patchworku, więc musi mi się podobać...
W każdym więc razie - od dwóch dni produkuję i łączę ze sobą te "babciowe kwadraty" w każdej wolnej chwili. Efekt na razie nie jest powalający, ponieważ muszę popracować nad napięciem nitki w oczkach, a dodatkowo niebieska niteczka jest cieńsza niż pozostałe. Sądzę jednak, ze dodanie bordiury i blokowanie parą pomoże w wyrównaniu krawędzi.
Włóczki jest mało, wyjdzie z niej pewnie tylko mały pledzik, może oddam go do Domu samotnej matki? Może znajdzie się tam malec potrzebujący kocyka? W takim razie szkoda, że to sztuczność, a nie bawełenka. Starszy kot, jak widać, sprawuje nadzór :)



Ale to "kwadracenie" szalenie mnie wciągnęło, dodajmy też, że i panu mężowi taka kolorowość przypadła do gustu. A że potrzebny mi jest przenośny projekt, łatwy do przyniesienia w torebce, na przykład kiedy odwiedzam Seniorkę Babcię, dla której jestem wolontariuszką, to postanowiłam przedłużyć moją znajomość z kwadratami.
Oto moje dwie inspiracje:
kwadraty w jednolitych kolorach: http://accordingtomatt.blogspot.com/2013/01/granny-square-blanketthe-sequel.html


Kwadraty barwne obramowane jasnym kolorem: https://pl.pinterest.com/pin/569635052840299328/


 Tak czy inaczej to jest patchwork, nie da się ukryć!
Z racji niewielkiego przypływu gotówki wybrałam niezbyt szlachetną włóczkę. Nie jest to merceryzowana bawełna, na jaka miałam chęć. Na razie musi mi wystarczyć mikrofibra - Alize Diva w ładnych kolorach. Wybrałam trzy pastelowe i kremowy, chciałabym uzyskać letni, wesoły efekt :)
Zdjęcia pochodzą z pasmanterii yanrnstreet.com


Dołączcie do mnie :) Świat kolorowych granny squares czeka, a w nim także trójkąty, sześciokąty, rozetki i kolorowe kwiaty :)

Prucie, wdawanie, znów prucie...

I żeby nie było, ze kłamię, zobaczcie: znowu czeka mnie prucie, tak szkaradnie wszyte są rękawy. Jestem zdumiona, że TAK BARDZO MI SIĘ ZNÓW NIE UDAŁO. Nie, żebym do tej pory była mistrzynią wdawania rękawów, bo to moje pierwsze, ale na ogon Zoe, to nie powinno tak wyglądać.
W każdym razie - ostatnio sporo porażek: nieudana sukienka na jakiś czas poszła do pudła, nieudany sweterek czeka na decyzję o pruciu, bo stał się w toku roboty za duży w biuście. Być może to moje złudzenie, może będzie dobry, więc nie sprułam go od razu w złości :) W każdym razie, po skończeniu rękawów muszę poprawić na pewno jeden przód.


W ramach relaksu pomału wszywam rozetki do Szalonych Sześciokątów, co pomaga mi odzyskać równowagę. Zobaczcie - to przedostatni pas rozetek, potem wszyję ostatni i będę mogła rozpocząć pikowanie. Pled nie był przeznaczony na podwójne łóżko, a mimo to niemal do niego dorasta :)
Uwielbiam żywe kolory :)



A w kolejnym poście, za chwilę, opowiem o mojej nowej zabawie. Na razie muszę interweniować, bo koty wzięły się za łby i walka jest nierówna. 3 kilogramy Zoe przeciwko 7 kilogramom Igiełki.